No
cóż, nie mogę się nie zgodzić. Dzisiejszy wieczór jest zaiste
jedyny w swoim rodzaju; oto dotarliśmy do końca sagi. Tak, tak –
to już wszystko, moi kochani. Przybijamy do portu i machamy na
pożegnanie panu i pani Cullen (de domo Swan), niewolnikowi
rozmiłowanemu w Nabokovie, Nabuchodonozorowi, Brygadzie N oraz całej
reszcie ferajny. Kurtyna w dół!
Zanim
jednak wyściskamy się z meyepriami i nie-wilkołakami, czeka nas
dzisiejszy odcinek, który składać się będzie z trzech części:
analizy właściwej oraz dwóch dodatków.
Nie
przedłużając, sprawdźmy zatem, co takiego niezwykłego (he, he)
wydarzy się w ostatnim rozdziale „Zmierzchu”.
Rozpoczynamy
opisem Edwarda wsadzającego (przebraną w szykowne szyfony i
jedwabie) pannę Swan do swojego autka. Tym razem nie chodzi jednak o
pokaz dominacji; nieboraczka jest w gipsie i ma trudności z
samodzielnym poruszaniem się. Tak, ta informacja nabierze w
niedalekiej przyszłości szczególnego znaczenia.
– Kiedy masz zamiar powiedzieć mi wreszcie, dokąd, u licha jedziemy? – odezwałam się zrzędliwie. Nienawidziłam niespodzianek. Dobrze o tym wiedział.– Jestem zdumiony, że jeszcze się nie domyśliłaś. – Spojrzał na mnie z ironią. Zaparło mi dech w piersiach – czy kiedykolwiek miałam się przyzwyczaić do jego uroku?– Mówiłam ci już, że bardzo fajnie dziś wyglądasz, prawda? – upewniłam się.– Mówiłaś. – Uśmiechnął się promiennie. Nigdy wcześniej nie widziałam go od stóp do głów w czerni, a musiałam przyznać, że kolor ten wspaniale kontrastował z jego jasną karnacją. Uroda Edwarda robiła kolosalne wrażenie. Był tylko jeden kłopot – to, że miał na sobie smoking, napawało mnie niepokojem.
Bardzo często zdarzało nam się z Beige przyrównywać
Belkę do niewielkich stworzeń wodnych. Tym razem nie mam do tego
serca – jak się za chwilę przekonacie, zmysł obserwacji naszej
heroiny stoi na tak marnym poziomie, że nawet rozwielitka poczułaby
wobec niej politowanie.
I nie, nie uciekł mi ten fragment o ironicznym
spojrzeniu Warda, odczytanym przez Bellę jako oznaka seksapilu.
Asshole:
+ 1
No i but. But, nie buty, bo moja druga stopa nadal kryła się pod grubą warstwą gipsu. Cóż, szpilka wiązana w kostce na satynowe wstążeczki z pewnością nie zapewniała mi należytego oparcia, gdy próbowałam kuśtykać z miejsca na miejsce.
But
na obcasie...do gipsu. Dla dziewczyny, która nie czuje się
komfortowo w tego typu obuwiu nawet będąc w pełni sił.
Głupota:
+ 20
Połowa punktów
na zaś, bo chodzenie
nie będzie dzisiejszego wieczoru największym wyzwaniem dla Belci.
– Jeśli twoja siostra ma zamiar jeszcze kiedyś potraktować mnie jak lalkę Barbie, nigdy więcej nie przyjdę już do was w odwiedziny – warknęłam. – Nie jestem świnką morską dla kosmetyczek – amatorek.Większą część dnia spędziłam w przytłaczającej swoimi rozmiarami łazience Alice, jej właścicielka zaś wyżywała się na mojej skórze i włosach. Za każdym razem, gdy próbowałam zmienić pozycję albo narzekałam na niewygodę, przypominała mi, że ani trochę nie pamięta, jak to jest być człowiekiem, i błagała o cierpliwość, bo tak świetnie się bawi.
Meyer?
Wiem, że chciałaś wykreować Alice na idealny produkt MTV rodem z
My
Sweet Sixteen. Wiem,
że w założeniu ta postać miała być urocza. Niestety, nie
wyszło. Ala jest irytującym pustogłowiem, traktującym swą
rodzinę i przyjaciół (w szerokim tego słowa znaczeniu) jako
manekiny do realizowania swoich twórczych fantazji – i to
najczęściej wbrew woli samych zainteresowanych. Czytanie o niej
sprawia, że mam ochotę wedrzeć się do kart książki, a następnie
magicznie teleportować tego bezmózgowca do jakiejś niewielkiej
afrykańskiej wioski, gdzie musiałaby się zająć czymś
pożytecznym i byłaby trwale pozbawione dostępu do wszystkich
obiektów związanych z modą i urodą.
Na koniec przebrała mnie w wyjątkowo idiotyczną sukienkę – granatową, falbaniastą, odsłaniającą ramiona, z francuską metką, której nie potrafiłam rozszyfrować – sukienkę rodem z harlequina, a nie z Forks. Nasze wieczorowe kreacje nie zapowiadały niczego dobrego, co do tego byłam przekonana. Chyba, że... ale sama przed sobą bałam się przyznać, że snuję podobne przypuszczenia.
Dzisiejszy
rozdział jest strasznie tajemniczy, nie sądzicie? Wskazówka na
przyszłość – przygotujcie sobie miękką poduszkę,
niebezpiecznie jest walić głową o laptopa/biurko/ramę łóżka.
Swoją drogą, do
kwestii sukienki jeszcze dziś powrócimy.
Rozmyślania Belli
przerywa telefon; to Charlie postanowił poinformować Edwarda, iż
pod drzwiami domu komendanta czeka na Bellę odświętnie ubrany
Tyler. McSparkle prosi Swana, aby dał mu chłopaka do telefonu, a
następnie informuje właściciela słynnego vana, iż nasza
protagonistka jest zaklepana na ten i wszystkie kolejne wieczory.
Zgadnijcie, kto nie ma w tej scenie nic do powiedzenia na temat
swoich ewentualnych przyszłych planów imprezowych?
Asshole:
+1
- Jeszcze raz przepraszam za wszelkie wynikłe niedogodności. Może jeszcze kogoś znajdziesz – dodał zjadliwie na pożegnanie i zamknął telefon.Spurpurowiałam z oburzenia. Do oczu napłynęły mi łzy wściekłości. Takiej reakcji Edward się nie spodziewał.– Co, przesadziłem z tym ostatnim? Przepraszam, ciebie nie chciałem urazić.
Wardo, możesz mi
wyjaśnić, dlaczego w ogóle masz ochotę urazić Tylera? Ten biedny
chłopak faktycznie jest nieco namolny (Tyler, pamiętaj: jeśli
chcesz iść z kimś na potańcówkę, najpierw musisz go zaprosić,
rozpowiadanie o tym fakcie kolegom nie wystarczy. Poza tym, jeżeli
zaczynasz prześcigać Jacoba w mylnym odczytywaniu sygnałów, to
wiedz, że coś się dzieje), ale nie uczynił nic złego poza tym,
że miał ochotę spędzić miły wieczór z koleżanką.
Asshole:
+ 5
Co, myślicie
może, że to oburzenie Belki jest spowodowane bucerą lubego?
Puściłam tę uwagę mimo uszu.– Zabierasz mnie na bal absolwentów! – wydarłam się.Tak mi było wstyd, że wcześniej na to nie wpadłam. Gdyby owo wydarzenie towarzyskie choć trochę mnie obchodziło, z pewnością zwróciłabym uwagę na datę widniejącą na rozwieszonych po szkole plakatach, nie podejrzewałam jednak, że Edward skarze mnie na podobne męczarnie. Skąd ten pomysł? Czyżby nic o mnie nie wiedział?
Tak, moi drodzy.
To właśnie wielki twist dzisiejszego rozdziału: Bella nie
zorientowała się, że Edek zabiera ją na bal na zakończenie
szkoły.
I uwierzcie –
szczyt absurdu nadal przed nami.
Jak
to w ogóle możliwe? Tzw. prom
to
ważne wydarzenie dla większości amerykańskich licealistów.
Nawet, jeśli Belka nie miała ochoty wziąć udziału w imprezie i
nie dopytywała się o dokładną datę, niemożliwym jest, by
uniknęła niekończących się rozmów rówieśników na temat
wyboru kreacji czy partnera. Będąc kompletnie niezainteresowaną
studniówką mojego rocznika, znałam miejsce i czas rozpoczęcia
imprezy – a to dlatego, że w celu uniknięcia nieustannie
toczących się dyskusji i natłoku przygotowań (włącznie z
szykowaniem dekoracji) musiałabym wagarować mniej więcej od
początku grudnia. Biorąc pod uwagę, że bal w Forks odbywa się na
terenie szkoły, tego rodzaju odcięcie od rzeczywistości jest po
prostu awykonalne.
A co do ostatniego
pytania: nie. Przykro mi Bello, ale twój wymarzony książę z bajki
nie wie o tobie kompletnie niczego – a to, co wie, kompletnie nie
przeszkadza mu w ustawianiu planów pod własne widzimisię. Twoje
życzenia nie tylko nie są i nigdy nie będą dla niego priorytetem,
ale w dodatku całkowicie go nie interesują. Cóż, wciąż masz
czas na ucieczkę – istnieje szansa, iż Tyler nie zdążył
jeszcze opuścić podjazdu przed twoim domem.
Głupota:
+ 30
Asshole:
+ 20
Sądząc po minie Edwarda, moja reakcja była mocno przesadzona. Zmarszczył czoło i zacisnął wargi.– Uspokój się, Bello.Wyjrzałam przez okno – przebyliśmy już połowę drogi do szkoły.– Czemu mi to robisz? – spytałam przerażona i zła.- Włożyłem smoking. Czego się spodziewałaś, jeśli nie balu?Nie wiedziałam, co odrzec. Przegapiłam najbardziej oczywisty z powodów. Rzecz jasna, gdy Alice próbowała zmienić mnie w królową piękności, w mojej głowie zrodziły się pewne niejasne i budzące grozę podejrzenia, ale okazały się tak naiwne... Jak by nie patrzeć, wyszłam na idiotkę.
Cierpliwości –
już niedługo poznamy krętą ścieżkę, po jakiej podążają tory
myślowe Belci.
A tak w ogóle, to
opanuj się, młoda damo, i przestań stroić fochy, bo zaraz zawrócę
samochód!
Asshole:
+ 1
– To śmieszne. Dlaczego płaczesz?– Bo jestem wściekła!– Bello. – Spojrzał mi prosto w oczy, wykorzystując swój magnetyczny urok.– Co? – mruknęłam zdekoncentrowana.– Zrób to dla mnie – poprosił.Pod wpływem jego złocistego spojrzenia ulatniał się cały mój gniew. Z kimś, kto miał w zanadrzu taką broń, nie dało się wygrać. Poddałam się bez klasy.– Niech ci będzie. – Naburmuszona wydęłam usta. Chciałam patrzeć na niego nienawistnie, ale nie za bardzo mi to wychodziło.
McSparkle, mam
pewien pomysł, być może nieco rewolucyjny – co ty na to, żebyś
raz dla odmiany to TY zrobił coś, o co prosi cię twoja dziewczyna?
Belka ma pełne
prawo nie chcieć brać udziału w balu. Istnieją osoby, dla których
tego rodzaju przyjęcia nie są nie rozrywką, a torturą – bo nie
lubią puszczanej tam muzyki/nie potrafią tańczyć/czują się źle
w tłumie ludzi/wstawcie jakikolwiek inny powód. Zmuszanie ich do
uczestniczenia w tego rodzaju wydarzeniu prędzej poskutkuje
zepsuciem delikwentowi wieczoru, niż magicznym odczarowaniem jego
uprzedzeń i fobii.
Asshole:
+ 20
- Jak nic złamię drugą nogę. Spójrz tylko na ten pantofelek! To śmiertelna pułapka! – Wyciągnęłam obutą stopę przed siebie.– Hm... – Wpatrywał się w nią dłużej, niż to było konieczne. – Alice nieźle się spisała. Muszę zaraz jej za to podziękować.
A właśnie,
jeszcze taki drobny szczegół – Bella ma nogę w gipsie. Zaiste,
tańcowanie w takich warunkach (zwłaszcza przy znaczniej różnicy
poziomów wynikającej z obcasa na drugiej kończynie) znacząco
przyśpieszy proces rekonwalescencji.
– To Alice też tam będzie? – Poczułam się nieco pewniej.– I Alice, i Jasper, i Emmett – przyznał. – I Rosalie.Dobry nastrój prysł jak bańka mydlana. Rosalie nadal nie mogła się do mnie przekonać, choć jej „narzeczony” lubił moje towarzystwo. Cieszył się, gdy do nich wpadałam, bawiły go moje człowiecze zachowania – a może raczej to, że tak często się przewracałam...
Och, Emmett, jak
dobrze, że tu jesteś – ty i twoja jedyna słuszna postawa pełnego
politowania rozbawienia dla naszej irytującej Mary Sue.
Nasi bohaterowie
docierają do szkoły:
– Bello, nie pozwolę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę, żebyś sama sobie zrobiła krzywdę. Przyrzekam, że nie wypuszczę cię z objęć ani na sekundę.(…)Złapałam go za rękę, a drugą przytrzymał mnie w talii. Gdy już stanęłam o własnych siłach, objął mnie mocno ramieniem i tak podpierana pokuśtykałam w kierunku szkoły. Wspierając się na Edwardzie całym ciężarem ciała, musiałam tylko pamiętać o przesuwaniu nogi do przodu.
Taa...Szykuje się
szalony wieczór.
Spojrzałam na parkiet. Na samym środku poza dwiema parami nie było nikogo. Czwórka tancerzy wirowała profesjonalnie z porażającą gracją – pozostali zbili się pod ścianami, nie mając ochoty z nimi konkurować. Wiedzieli, że nie mają szans. Jasper i Emmett w klasycznych smokingach byli niedoścignieni. Alice wyglądała cudownie w czarnej satynowej sukni ze strategicznie rozmieszczonymi otworami, które odsłaniały spore trójkąty jej śnieżnobiałego ciała. A Rosalie... Cóż, widok Rosalie zapierał dech w piersiach. Jej obcisłą krwistoczerwoną kreację bez pleców kończył falbaniasty tren, a wąski dekolt sięgał samej talii. Żal mi było każdej dziewczyny na sali, ze mną włącznie.
No, wreszcie. To
mój ulubiony wątek w dzisiejszym odcinku: suknie naszych bohaterek.
Na
tej stronie
znajdziecie pytania, jakie zadali Meyer czytelnicy w związku z
fabułą „Zmierzchu”; jedno z nich dotyczy sukienek, jakie
Belcia, Rózia i Ala założyły na dzisiejszą imprezę. Stefa
podzieliła się z fanami zdjęciami kreacji, które posłużyły jej
za wzór (oba pochodzą z Paris
fashion week 2003). Oto suknia Belli (w wersji książkowej
występująca w kolorze niebieskim):
i Alice:
Nie ma tu, niestety,
pierwowzoru kiecki Rosalie, ale fani już dawno zdołali ustalić po
zamieszczonym powyżej opisie, iż prezentowałaby się ona mniej
więcej jako czerwona wariacja stroju, w jakim Keira Knightley
pojawiła się na premierze drugiej części „Piratów z Karaibów”:
Pomińmy sukienkę Belli, która
jest dosyć skromna (w wyciętym fragmencie „Zmierzchu”
dotyczącym przygotowań do imprezy jest zasugerowane, że Stefcia
przerobiła ją w wyobraźni i usunęła prześwity z okolic dekoltu)
i skupmy się na kreacjach Rosalie i Alice.
Spójrzcie na zdjęcia 2, 3 i
4.
Wyobraźcie sobie maturzystkę
i uczennicę drugiej licealnej, które przybywają w czymś takim na
(było nie było) szkolną imprezę.
Szkolną imprezę organizowaną
na sali gimnastycznej ogólniaka.
W małej, prowincjonalnej
mieścinie, gdzie każdy zna każdego od pieluch.
Jakieś wnioski?
Kicz: + 100
Może to dobrze, że Stefa ma
synów. Mogłaby się gorzko rozczarować, gdy po wybraniu strojów
na bal dla swych córek dowiedziała się, że dyrektor odesłał jej
pociechy do domu z poleceniem, by założyły coś niegodzącego w
dobre imię szkoły.
I nie, Meyer, pozostałe
uczennice Forks High School nie tyle zazieleniałyby z zazdrości, co
znalazły idealny obiekt kpin i plotek na resztę edukacji w tym
przybytku. Ala i Rose spędziłyby pozostały im czas w liceum z
synonimicznymi określeniami najstarszego zawodu świata rzucanymi
teatralnym szeptem za ich plecami. Nastolatek to nierzadko okrutny
(choć szczery do bólu) gatunek człowieka.
– Czy mam zabić deskami wszystkie drzwi – szepnęłam – żebyście mogli bez przeszkód zmasakrować nic niepodejrzewających gości?– A ty do której ze stron się zaliczasz, co?– To chyba oczywiste, że jestem z wami.
...Ten żart może
byłby śmieszny, gdyby nie fakt, że jego adresat spędził swe
młodzieńcze lata mordując z nudów setki obywateli.
W końcu udało mu się dowlec mnie do swojego rodzeństwa. Tamci nadal wirowali wdzięcznie, co poniekąd zupełnie nie pasowało ani do tandetnych dekoracji, ani do nowoczesnej muzyki.
Innymi słowy,
Cullenowie odstawiają walca do muzyki techno. Cóż, przynajmniej
reszta uczniów będzie miała co wspominać na długie lata po
opuszczeniu murów szkoły.
Głupota: + 1
– Edwardzie, uwierz mi. – Tak bardzo zaschło mi w gardle, że musiałam szeptać. – Ja naprawdę, naprawdę nie umiem tańczyć.– Nie martw się, głuptasku – odparł. – Ważne, że ja umiem. – Położył sobie moje obie dłonie na szyi i uniósł mnie delikatnie, żeby wsunąć swoje stopy pod moje. Ani się obejrzałam, a i my wirowaliśmy po parkiecie.– Czuję się jak przedszkolak – wykrztusiłam z siebie po kilku minutach walca.
Primo: przysięgam,
że nie czytałam do przodu. Ten walc to miał być żart :D
Secundo: jak na
razie impreza zapowiada się dla Belli fenomenalnie. Czujecie ten
przypływ romantyzmu? Tę głęboką zmysłowość, rodem z
kinderbali w przedszkolu? Ciekawe, jakie jeszcze atrakcje ma w
zanadrzu Edward – Superniania?
Popisy taneczne
naszych gołąbeczków przerywa niezapowiedziane pojawienie się na
parkiecie Jacoba Blacka. Indianin prosi pannę Swan o jeden taniec
(tym razem polegający na chybotaniu się w miejscu). Okazuje się,
że Billy przekupił syna, by przekazał w jego imieniu wiadomość
córce komendanta (łapówka – dwadzieścia dolców i cylinder do
auta). Jake jest mocno zażenowany treścią informacji, ale
materialistyczna część jego natury w końcu bierze górę i
wyznaje pannie Swan, że jego ojciec życzy sobie, by Bella zerwała
ze swoim chłopakiem. Powód? Legendy plemienne oraz związane z nimi
podejrzenie, że to Edzio - krwiopijca poturbował Belkę w Phoenix.
No sami
powiedzcie, jak tu nie lubić członków Brygady N? Nieszczęsny
Black Senior jest jedną z niewielu osób w tej serii, która posiada
zmysł obserwacji i autentycznie przejmuje się bezpieczeństwem
córki przyjaciela.
Oczywiście,
Belcia wpada w złość słysząc że ktoś ośmiela się obrażać
Małego Lorda i każde Jacobowi przekazać ojcu, iż Wardo uratował
jej życie. To jednak nie koniec rozmowy:
– Ojciec mówi, ba, ostrzega cię nawet, że – i tu zwróć uwagę na liczbę mnogą – ”będą cię mieli na oku”. – Jacob zamarł w oczekiwaniu na moją reakcję.Zabrzmiało to niczym pogróżka z jakiegoś filmu gangsterskiego. Parsknęłam śmiechem.– Boże, Jake, współczuję ci, że musiałeś przez to przejść.Odetchnął z ulgą.– Już się bałem, że mnie pogonisz. – Uśmiechnął się i śmielej przyjrzał mojej kreacji. – To co – spytał z nadzieją – mam mu przekazać od ciebie: „Spadaj na drzewo, dziadu”?– Nie, skąd. Podziękuj mu za troskę. Wiem, że to wszystko dla mojego dobra.
Wiecie, dlaczego
musiałam zacytować ten fragment?
a) bo Bella jest w
nim miła dla Jake'a
b) bo Bella zdaje
sobie sprawę, że troska o jej zdrowie i życie zasługuje na
wdzięczność, a nie strojenie fochów.
...To naprawdę
smutne, iż tego rodzaju chwile są tak rzadkie, że aż zasługujące
na wyróżnienie w analizie.
Jacob, wypełniwszy
zadanie, zmywa się do domu. Niestety, oznacza to że znowu musimy
męczyć się z Brokatowym Księciem, który – nie żartuję –
jest wściekły na Blacka, który to podczas komplementowania wyglądu
Belli (między wypełnianiem poleceń tatusia Indianin znalazł
bowiem czas i na flirt) użył zaledwie słowa „śliczna”.
Chłopie, łyknij
jakiś Persen.
Znów wirowaliśmy po parkiecie niczym pięciolatka z tatusiem.
...Meyer, mówił
ci już ktoś, że jesteś swoją własną metą?
Najwyraźniej
Edziowi także zaczynają przeszkadzać klimaty rodem z „Lolity”,
nasza para opuszcza bowiem parkiet i udaje się odpocząć na szkolne
podwórko.
Usiadłszy [na ławce], przytulił mnie mocno do siebie. Na niebie nad nami widoczny był już księżyc, prześwitywał przez cienką warstwę chmur. W jego białym świetle twarz Edwarda wyglądała na bledszą niż zwykle.(…)– I znów zmierzch – zamruczał pod nosem. – Kolejny dzień dobiega końca. Choćby nie wiem jaki był piękny, jego miejsce zajmie noc.
Symboliczne
nawiązanie do tytułu jest symboliczne. Paulo Coelho approves!
Edzio wyjaśnia,
dlaczego przymusił lubą do udziału w potańcówce:
– Wziąłem cię na bal – zaczął wreszcie, starannie dobierając słowa – ponieważ nie chcę, żeby cokolwiek cię w życiu ominęło, ominęło przez to, że jesteś ze mną. Zrobię wszystko, żeby wynagrodzić ci jakoś moją odmienność. Chcę, żebyś żyła tak jak inni ludzie. Żebyś żyła tak, jakbym rzeczywiście zmarł w roku 1918, tak jak wypadało.
To bardzo pięknie
z twojej strony, problem tylko w tym, iż – jak za chwilę wypomni
ci sama zainteresowana – Belka nie poszłaby na bal niezależnie od
twej śmierci. Ba, jedynym, co ją tu przyciągnęło jest...twoja
osoba. Edwardzie, dlaczego gardzisz logiką? Nie odrzucaj, lecz
przytul ją do serca!
Głupota: + 5
No dobrze, czas na
wielki finał. Co właściwie myślała sobie Belcia, gdy Ala owijała
ją w kreację rodem z wybiegu?
– Wydałaś się szczerze zaskoczona, zorientowawszy się, dokąd cię wiozę.– Bo byłam zaskoczona – wtrąciłam.– No właśnie – przytaknął. – Musiałaś mieć jednak jakąś własną teorię, prawda? Jestem jej bardzo ciekaw. Myślałaś, że po co cię tak kazałem wystroić?I po co się zgodziłaś na zwierzenia, pomyślałam. Zawahałam się, przygryzłam wargi.– Nie powiem.– Obiecałaś.– Wiem, że obiecałam.– W czym problem?Myślał pewnie, że po prostu wstydzę się swoich domysłów.– Boję się, że się wściekniesz – wyjaśniłam – albo, że będzie ci smutno.Zastanawiał się przez chwile.– Mimo to chce wiedzieć. Proszę. Westchnęłam. Czekał.– Widzisz... Podejrzewałam oczywiście, że chodzi o jakiś... o jakąś szczególną okazję. Ale nie coś tak człowieczego, tak trywialnego jak bal absolwentów! – Prychnęłam.– Człowieczego? – powtórzył sucho. Wychwycił słowo-klucz.Zapadła cisza. Ze wzrokiem wbitym we własne kolana zaczęłam bawić się nerwowo luźnym kawałkiem szyfonu.– No dobra. – Postanowiłam powiedzieć całą prawdę. – Miałam nadzieję, że jednak zmieniłeś zdanie... że jednak zostanę jedną z was.
Głupota: + 100
Nie skomentuję
tej akurat kategorii – dziwy nad dziwami, zrobi to za mnie Wardo:
– Sądziłaś, że to okazja wymagająca strojów wieczorowych? – zaszydził, odchylając wymownie połę swojego smokingu.
No dobra,
pośmialiśmy się. Teraz będzie już tylko ponuro.
– Nie wiem, jak to jest. Odniosłam tylko wrażenie, że to wydarzenie poważniejsze niż taki bal. – Wyraz twarzy Edwarda nie zmienił się. – To wcale nie jest zabawne – zaprotestowałam.– Masz rację, to nie jest zabawne – przyznał poważniejąc. – Wolę jednak myśleć, że żartujesz, niż że mówisz na serio.– Kiedy ja nie żartuję.Westchnął ciężko.– Wiem. Naprawdę jesteś taka chętna?W jego oczach dostrzegłam ból. Pokiwałam głową.– Chętna zakończyć swoje życie, nie zaznawszy dorosłości – szepnął, jakby do siebie. – Chętna uczynić z młodości zmierzch swego życia. Gotowa wyrzec się wszystkiego.– To nie koniec, to dopiero początek – mruknęłam.
Na początku
dzisiejszej analizy wspomniałam o niespodziance; jest ona powodem,
dla którego nie skomentuję danego fragmentu. Zostawiam to na lepszy
moment.
– Naprawdę jesteś gotowa? – spytał po dłuższej chwili.– Hm. – Przełknęłam głośno ślinę. – Tak. Z uśmiechem wolno przybliżył twarz do mojej szyi, by w końcu musnąć chłodnymi wargami skórę policzka koło ucha.– Choćby zaraz? – Poczułam na szyi jego zimny oddech i mimowolnie zadrżałam.– Tak. – Musiałam zniżyć głos do szeptu, żeby się nie załamał. Jeśli Edward myślał, że blefuję, miało spotkać go rozczarowanie. Podjęłam już decyzję i nie miałam żadnych wątpliwości. Mniejsza o to, że cała zesztywniałam ze strachu, zacisnęłam pięści i zaczęłam spazmatycznie oddychać...
Pomijając tu
wszelkie inne aspekty idiotyzmu związanego z marzeniem Belli – czy
naprawdę istnieje lepszy dowód na to, że panna Swan jest
kompletnie niegotowa na tego rodzaju krok?
A tak swoją drogą
– co z Charliem i Renee?
Tak,
wiem. Naiwne, głupie pytanie. Belka ma, miała i zawsze będzie mieć
rodziców w głębokim poważaniu; jak bardzo głębokim, mieliśmy
okazję przekonać się tydzień temu. Ale skupmy się na stricte
technicznym aspekcie przemiany. Zakładając, że Edek faktycznie
zaraz ją uchla...
...Bello? Jesteś
gotowa już teraz, w tej minucie zostawić całe swoje dotychczasowe
życie? Od tego momentu raz na zawsze zerwać więzi z rodziną i
znajomymi? Wić się z bólu przez trzy dni, a następnie leżeć
nieruchomo w kostnicy i przysłuchiwać się rozpaczliwym szlochom
rodziców, przekonanych, że nie żyjesz? Porzucić wszystko, co może
ci w przyszłości zaofiarować los w imię faceta, którego znasz
kilka tygodni?
Jeśli
odpowiedziałaś „tak” na powyższe pytania, to apeluję, abyś
faktycznie lada moment przystąpiła do transformacji, bo i tak nie
da się zaobserwować u ciebie choćby pierwiastka człowieczeństwa.
Zła córka: +
200
Głupota: + 300
Oczywiście,
McSparkle jedynie się zgrywał:
– Chyba nie uwierzyłaś, że poddałbym się tak łatwo. – Naigrawał się ze mnie, ale z nutką goryczy.– Każda dziewczyna ma prawo do marzeń.Uniósł brwi.– O tym właśnie marzysz? Żeby zostać potworem?– Niezupełnie – sprostowałam niezadowolona z jego doboru słów. Ładny mi potwór. – Głównie marzę o tym, by już nigdy się z tobą nie rozstawać.
Bello, przestań
kłamać. Znam sagę lepiej niż niejeden fan twórczości Meyer i
doskonale wiem, że twoje priorytety przedstawiają się następująco:
1) Wieczne piękno
2) Wieczna młodość
3) Nieśmiertelność
4) Nadnaturalne
umiejętności
5) Nieprzebrane
bogactwo i wynikające z niego korzyści
6) Edek (tylko,
jeśli punkty 1-5 zostaną zrealizowane)
Przy wszystkich
twoich zachwytach nad McSparklem, ten facet jest dla ciebie przede
wszystkim biletem do nowego, lepszego świata. Tu nigdy nie chodziło
o miłość – bo gdybyś rzeczywiście kochała Edwarda,
zrozumiałabyś, dlaczego tak bardzo wzbrania się on przed
uczynieniem cię wampirem, które skutkuje (przypuszczalnym)
potępieniem duszy i pozbawieniem szans na normalne życie.
Naszą przygodę
kończymy patetycznym:
– Pomyśl – odezwałam się – kocham cię bardziej niż wszystkie inne rzeczy na świecie razem wzięte. Czy to ci nie wystarcza?– Wystarcza – odpowiedział z uśmiechem. – Starczy na wieczność. – I pochylił się, by raz jeszcze pocałować mnie w szyję.
Kicz: + 50
Czas zatem na
wielkie podsumowanie.
Liczba punktów
uzyskanych przez „Zmierzch”:
Głupota: 33109
Tyran: 30136
Asshole: 19984
Bitch: 7857
Nuda: 3170
Lenistwo: 2838
Angst: 2164
Zły ojciec:
1150
Mary Sue: 1086
Ego: 679
Kicz: 587
Zła córka:
570
Zbędność:
178
Oraz kategoria
specjalna – ilość Dramatycznych Lam: 13
Łączna liczba
punktów uzyskana przez sagę „Zmierzch”
(wliczając
kategorie występujące tylko w niektórych z analiz):
Głupota: 63435
Tyran: 33352
Lenistwo: 25578
Asshole: 19984
Bitch: 15215
Mary Sue: 10310
Kicz: 9363
Nuda: 5091
Angst: 4250
Zły ojciec: 1570
Ego: 1405
Zła córka: 1249
Zła matka: 600
Zły chłopak: 584
Zbędność: 234
Emo: 127
Statystyki za
nami, czas więc na drugą część dzisiejszego odcinka. Oficjalne
zakończenie serii analiz wymaga odpowiedniego podsumowania;
niniejszym prezentujemy Wam ten oto mini-esej, w którym dzielimy się
naszymi przemyśleniami dotyczącymi tego, co w czasie pracy
analizatora ubodło nas najbardziej.
Dziesięć
najgorszych motywów sagi „Zmierzch”
Beige
1)
Wpojenie
Wpojenie,
czyli przepis Stefci na związek idealny. Żadnych starań,
kompromisów, docierania się charakterów, stopniowego poznawania
drugiej osoby czy innych takich bzdetów. Miłość instant. Lenistwo
ałtorki mnie powala. Ale to nie jest najgorsze. Sam pomysł jest
przerażający. Wilkołak nie ma żadnej kontroli nad wpojeniem.
Dostaje tym cholerstwem przez łeb i do końca życia zostaje
niewolnikiem płaszczącym się u stóp ukochanej. Biedny futrzak. Z
kolei osoba, w którą wolf się wpoi, nie ma wcale lepiej. Co, jeśli
pannie ten konkretny facet się nie podoba? Ano, wychodzi na to, że
nie ma wyjścia. Emily (choć jej akurat facet się podobał) na
początku nie zgadzała się na związek. Kilka szram na twarzy i
trochę grożenia samobójstwem Sama później Emily jest w
„szczęśliwym” związku z Uleyem. I to wszystko stało się
kobiecie, która tak naprawdę odwzajemniała uczucie wilka. Co
stałoby się, gdyby go zupełnie nie chciała? Strach myśleć. A co
z obiektem wpojenia, który jest dzieckiem?
2) Child grooming
Child
grooming właśnie. Otóż okazuje się, że wilk może wpoić się w
dziecko i sobie to dziecko wychować na partnerkę. Wspominałyśmy z
Maryboo, że jest to tak naprawdę praktycznie niemożliwe ze względu
na efekt Westermarcka, który warunkuje brak pociągu seksualnego do
kogoś, kto nas wychowuje od małego. Załóżmy jednak, że efekt
ten nie działa w Meyerlandzie. Czyż to nie romantyczne, prać
dziecku mózg od maleńkości? Przecież to szczyt wyrachowania, by
dopasowywać się do potrzeb dziewczynki na każdym etapie rozwoju,
żeby w odpowiednim momencie dobrać się jej do majtek. Obrzydliwe i
z miłością nie ma nic wspólnego, tak jak i samo wpojenie. Dziś
niania, jutro kumpel, pojutrze kochanek. No nie wyobrażam sobie
tego.
3) Prześladowanie i
tyranizm Edka
Edek,
och Edek, ty gnoju. Niepojętym dla mnie jest to, jak fanki serii
mogą usprawiedliwiać zachowanie Edzia. Włamuje się do domu Belki
i przygląda się, jak dziewczyna śpi (odczyty na creepymetrze poza
skalą), bo ją kocha i żyć bez niej nie może (BTW, oni wtedy
jeszcze nie byli razem). Kontroluje ją i mówi jej, co ma robić,
zataja przed nią ważne informacje, nie pozwala spotykać się ze
znajomymi itd., bo jest starszy i mądrzejszy, więc wie najlepiej,
co będzie dla Belci odpowiednie i bezpieczne. Jest na to takie fajne
słowo: BULLSHIT. Nic tego buca nie usprawiedliwia. Jemu nie chodzi o
jej bezpieczeństwo, bo gdyby tak było, zwinąłby się z familią i
off the fuck you go! On po prostu chce nią rządzić i tyle. Taka
jego własna, osobista, bezwolna laleczka. Ja dziękuję za taki
związek.
4) Zależność Belki
I
mamy drugą stronę medalu, czyli bezpłciową, bezwolną, niemającą
własnego zdania Bellissimę jako główną bohaterkę, z którą
mają utożsamiać się dziewczęta na całym świecie. Przykład
cudowny, ja pierdzielę. Czyli najlepiej oddać władzę facetowi, to
na pewno ze mną zostanie, jak McSparkle z Belką. Trzeba być słabą,
omdlewającą mimozą, żeby jak najszybciej złapać męża, co w
końcu jest priorytetem każdej z nas. I jest to tylko jeden z wielu
przejawów seksizmu w serii, patrz traktowanie przez Smeyerową Lei,
Rózi, innych wampirzyc, itd. Fuck you, Smeyer, fuck you.
5) Science fail
Last
but not least, coś, co robi bubu mojemu naukowemu serduszku (i
mózgowi, ale to chyba oczywiste). Zaprawdę powiadam wam, headdesk
nad headdeskami. Stefka nie zrobiła żadnego riserczu, w życiu w to
nie uwierzę. Fizyka i chemia u niej leżą i kwiczą żałośnie,
biologia już dawno pomarła. Dodatkowe chromosomy, zapładniający
jad, struktury diamentu, przedziwna termoregulacja u pedowolfów,
itd. Nic tylko wyć do księżyca. Trzeba także nadmienić faile
historyczne w opowieściach doktorka, Rózi i Jazza oraz faile
geograficzne (popitolony klimat Widelców, położenie Rio de
Janeiro).
Mnie się tam wydawało, że jak się człek za coś bierze, to musi najpierw coś o tym poczytać, czegoś się dowiedzieć, żeby nie wyjść na idiotę, szczególnie, jeżeli to nie jest coś z jego zainteresowań czy zawodu. Ale co ja tam wiem. Ile razy Maryboo zadawała mi pytania odnośnie fizjologii, gdy nie była pewna, czy coś jest biologicznie możliwe, a to tylko do analizy w Internecie. Widocznie książki pisze się inaczej. Wyciera sarkazm z klawiatury.
Mnie się tam wydawało, że jak się człek za coś bierze, to musi najpierw coś o tym poczytać, czegoś się dowiedzieć, żeby nie wyjść na idiotę, szczególnie, jeżeli to nie jest coś z jego zainteresowań czy zawodu. Ale co ja tam wiem. Ile razy Maryboo zadawała mi pytania odnośnie fizjologii, gdy nie była pewna, czy coś jest biologicznie możliwe, a to tylko do analizy w Internecie. Widocznie książki pisze się inaczej. Wyciera sarkazm z klawiatury.
I to
jest moje top 5 najgorszych rzeczy w serii Tłajlajt. Pamiętajmy
jednak, że to jedynie wierzchołek góry lodowej, bo cała lista
jest naprawdę obszerna.
Maryboo:
6) Disney
dla ubogich
Wszyscy
lubimy szczęśliwe zakończenia; ten moment, w którym główny
bohater wymienia pocałunek ze swą partnerką, jego drużyna wygrywa
puchar w światowych zawodach minigolfa, a syn zapobiega inwazji
kosmitów. Jest tylko jedno ale – happy end musi byś zasłużony i
osiągnięty sporem nakładem pracy, a także wynikać z większego
lub mniejszego poświęcenia.
Stephenie
Meyer nie umie (i nie chce) tworzyć jakiegokolwiek konfliktu, a myśl
o pozbawieniu czegokolwiek swojego awatara sprawia, że po plecach
zaczynają jej spływać strużki potu. W efekcie takiej polityki
Bella Swan otrzymuje absolutnie wszystko o czym kiedykolwiek marzyła
(wieczne piękno i młodość, przystojny mężczyzna, niezwykle
talenta) oraz to, o czym nigdy nie marzyła (idealne dziecko) bez
poświęcania ze swojej strony absolutnie niczego oraz bez
najmniejszego wysiłku. Konflikty? Te rozwiąże za naszą bohaterkę
mężczyzna (jak nie ten, to inny), podczas gdy ona będzie obrazowo
trząść się i mdleć na drugim planie. Konieczność opuszczenia
rodziny i przyjaciół? Charlie wciąż widuje się z córką po
przemianie, a Renee i młodzież z Forks nigdy nie miała dla niej
najmniejszego znaczenia. Zmiana w żądne krwi monstrum? Od czego
jest superkontrola, nieosiągalna nawet dla wampirów z
kilkusetletnim stażem?
Począwszy
od „Zmierzchu”, a skończywszy na „Przed Świtem”, Bella
otrzymuje wszystko na tacy, zmienia się jedynie materiał, z którego
jest ona wykonana (zaczynamy od srebrnej, przez złoto, platynę,
kończąc na diamentowej, zdobionej szlachetnymi kamieniami). Nie
cieszy mnie bynajmniej fakt, że saga kończy się rozmyślaniami
Belki dotyczącymi dalszej, absolutnie perfekcyjnej egzystencji w
Meyerlandzie – ostatecznie, o czym innym traktowały poprzednie
trzy tomy?
7) Money,
money, money...
Pieniądze
to nie wszystko i każde dziecko o tym wie. Kłopot pojawia się
wtedy, gdy owa ludowa mądrość zaczyna transformować się w
przekonanie „pieniądze to nie problem”. A jeżeli połączymy
ową opinię z zakupoholizmem, wychodzi nam całkowity koszmar, znany
także pod nazwą Alice Cullen i spółka.
Cullenowie
nie mają najmniejszego szacunku dla pieniądza i kompletnie nie
znają jego wartości. Trwonią swój olbrzymi majątek (Carlisle
znajduje się na liście 15 najbogatszych fikcyjnych postaci według
Forbesa) na garderobę, której nie powstydziłaby się gwiazda
filmowa (z „Przed Świtem” wiemy, że nikt w tej rodzinie NIGDY
nie nosi tego samego ciucha dwa razy; nad przestrzeganiem owego prawa
dzielnie czuwa Fashion Nazi Alice), wystawne, porażające przepychem
przyjęcia, szybkie samochody oraz prywatne (leżące odłogiem)
wyspy, a wszystko to w imię zasady „zastaw się, a postaw się”.
Nie miałabym problemu z wydawaniem przez Cullenów dużej ilości
pieniędzy, gdyby przeznaczali je na swoje hobby lub coś służącemu
rozwojowi (ich lub świata). Problem w tym, że żadna z wymienionych
przeze mnie rzeczy zdaje się nie sprawiać im najmniejszej radości.
Każdy nowy dom, każde ubranie, każdy przedmiot domowego użytku
(kojarzy ktoś zastawę ze szczerego srebra, którą dla zabawy
niszczył Nabuchodonozor?) kosztuje majątek i pochodzi z najwyższej
półki...najwyraźniej wyłącznie dlatego, że meyepiry z Alice na
czele nie wyobrażają sobie przystania na przeciętne, plebejskie
produkty. Przez całą sagę nie słyszymy ani słowa o dotacjach dla
wybitnych studentów, inwestowaniu w laboratoria, centra badawcze,
muzea i inne miejsca przeznaczone dla rozwoju i zachowania nauki i
sztuki, w końcu o zwykłych akcjach charytatywnych - chociaż ze
swoim bogactwem Cullenowie byliby w stanie utrzymać kilkadziesiąt
fundacji dobroczynnych (nie, nie liczę tej śmiesznej wzmianki o
GoodWill; jednym z głównych założeń darowizny jest chęć pomocy
bliźniemu, a nie pozbycia się niechcianych – bo jednodniowych -
fatałaszków). Kłucie bliźnich w oczy swoją zamożnością nie
jest dla mnie dowodem na wspaniałość twoich awatarów, Meyer;
jeśli to w ogóle możliwe, czyni ich raczej jeszcze bardziej
odrzucającymi.
Nawiasem
mówiąc, jest taka scena w „Przed Świtem”, gdy Bella obserwuje
swój ślubny samochód i stwierdza, że Alice przywiązała do niego
kilka par nowo zakupionych butów od najlepszych projektantów. Jak
się niedawno dowiedziałam, owa amerykańska tradycja polega na tym,
że przywiązuje się do zderzaka stare obuwie, które ma
symbolizować bliskich młodej parze ludzi i być znakiem, że będą
im oni nadal towarzyszyć w nowym życiu. Czy naprawdę potrzebny
jest tu jakikolwiek komentarz?
8)
Samobójstwo lekiem na wszystko
WHAT IF... What if true love left you? Not some ordinary high school romance, not some random jock boyfriend, not anyone at all replaceable. True love. The real deal. Your other half, your true soul's match. What happens if he leaves?
The Story Behind the Writing of New Moon
No
dalej, czytelniku – jaka jest Twoja odpowiedź? Jeżeli nie brzmi
ona „skończ ze sobą, bo twoja dalsza egzystencja nie ma sensu”,
mam dla ciebie dwie wiadomości, dobrą i złą. Zła? Nie nadajesz
się na romantycznego bohatera w rozumieniu pani Meyer. Dobra?
Najwyraźniej będziesz miał szansę po raz kolejny zdmuchnąć
świeczki na urodzinowym torcie.
Cała
fabuła „Księżyca w Nowiu” wiodła do punktu kulminacyjnego
będącego próbą samobójczą Edzia, która została z kolei
poprzedzona próbą samobójczą Belli ( Stefa, przestań obrażać
inteligencję czytelników, sugerując, że panna Swan wcale nie
chciała się zabić; potrafimy czytać). Oba te wydarzenia nie
zostały sportretowane tak, jak być powinny, a więc jako
przesadzone, nieprzemyślane reakcje dwojga angstujących
nastolatków; zamiast tego zarówno książka, jak i film odmalowały
je w sposób sugerujący najwyższy romantyzm i apogeum prawdziwej
miłości.
Meyer.
Twoje twory czytają dziewczęta w najróżniejszym wieku; wiele z
nich jest jeszcze młodziutkich i nieukształtowanych, inne
przechodzą właśnie hormonalną burzę i reagują emocjonalnie na
każde głupstwo, rozdmuchując je do niewyobrażalnych rozmiarów.
Podsuwanie im tego rodzaju pomysłów to nawet nie głupota – to
skrajny idiotyzm. Tak, każdy człowiek ma swój rozum i każdy jest
za siebie odpowiedzialny, co nie zmienia faktu, że „Cierpienia
młodego Wertera” spowodowały swego czasu falę samobójstw z
miłości; literatura to potężne narzędzie. Znam osoby, które
organicznie nie znoszą Stefy za te fragmenty i wspominają, że
czytanie o skoku z klifu i SparkleSuicide podczas zmagania się z
własną depresją były szalenie niebezpieczne, bo podsuwały im
głupie pomysły. Samobójstwo jest rzeczą tragiczną samą w sobie;
gloryfikowanie go jako jedynego sposobu na ukojenie bólu po
partnerze jest po pierwsze kretyńskie, po drugie – obraźliwe dla
wszystkich, którzy utracili swoich małżonków i partnerów i mimo
to kontynuują swoją podróż po ścieżce zwanej życiem.
9) Kompleks
Boga, czyli niech ktoś spopieli Carlisle'a
Kto
jest Waszym najbardziej znienawidzonym bohaterem sagi? Gdybym zadała
tego rodzaju pytanie, zapewne największa ilość głosów
przypadłaby na któreś z głównych gołąbeczków; sporą ilość
punktów mógłby też otrzymać niewolnik po transformacji czy
Nabuchodonozor. Cóż, jakkolwiek każda z tych postaci wywołuje
moją szczerą niechęć, pierwsze miejsce na podium mam już od
dawna zaklepane.
Carlisle
Cullen – wąpierz, który lekką ręką skazał na los potwora
cztery osoby i nigdy nie odczuł z tego powodu najmniejszych wyrzutów
sumienia. Depresja Edwarda związana z jego religijnymi wierzeniami i
wynikającemu z nich przekonaniu, że utracił duszę i zostanie
skazany na wieczne potępienie; nigdy nie zaleczony (i nigdy nie
mający w pełni się zagoić – meyepiry są zamrożone pod
względem psychologicznym w miejscu, w którym zakończyły ludzki
żywot) ból Esme związany ze stratą dziecka, który doprowadził
ją do samobójstwa oraz konieczność wiecznego egzystowania jako
bezpłodna istota; nienawiść Rosalie do swego gatunku oraz fakt, że
została przemieniona (będąc ofiarą zbiorowego gwałtu) wyłącznie
w celu uczynienia z niej partnerki dla McSparkle'a i jej olbrzymia
tęsknota za macierzyństwem – Carlisle NIGDY nie wyraża choćby
cienia żalu z powodu któregokolwiek z tych zjawisk. Ostatecznie,
skoro ON wierzy, że coś jest dobre i prawe, to nie ma podstaw do
roztrząsania danego zagadnienia. Wątpliwości religijne? Ech,
Edziu, daj spokój, wszak istnieje szansa (fifty-fifty to wciąż
więcej niż zero, czyż nie?) że nadal masz duszę! Esme, nie
chciałaś dalej żyć bez możliwości posiadania potomka? Och, nie
smuć się, skarbie, zawsze możesz matkować Jasperowi, jest
przecież młodszy od ciebie o całe cztery lata. Rosalie, oddałabyś
wszystko, by znowu być człowiekiem? Cóż...spójrz tylko, jaka
jesteś śliczna! Emmett...słuchaj, stary, jest taka sprawa, moja
przybrana córka strasznie się na mnie dąsa za tę transformację i
w ramach przeprosin żąda, żebym tym razem przemienił ciebie –
nie będziesz miał nic przeciwko, prawda?
Aha,
jeszcze jedno – Carlisle, to, że nie jesz ludzi nieco traci na
znaczeniu wobec faktu, że przez dwadzieścia lat mieszkałeś i
przyjaźniłeś się z mordercami, którzy regularnie testowali twą
silną wolę i z chęcią gościłeś u siebie bandę wampirów,
która mordowała na obiad mieszkańców okolicznych miast.
10) Ludzkość
ssie
„Zmierzch”
jest zły pod wieloma różnymi względami; to truizm, ale truizm, o
którym muszę wspomnieć, aby podkreślić z całą mocą, że
pomimo olbrzymiej ilości debilizmów, które składają się na sagę
jestem w stanie bez problemu wskazać, który z motywów obecnych w
twórczości Meyer sprawia, że zaczynam czuć do owych dzieł
czystą, wszechogarniającą nienawiść.
I am anti-human. I wrote this story from the perspective of a female human because that came most naturally, as you might imagine. But if the narrator had been a male human, it would not have changed the events. When a human being is totally surrounded by creatures with supernatural strength, speed, senses, and various other uncanny powers, he or she is not going to be able to hold his or her own. Sorry. That's just the way it is.
The Story Behind the Writing of New Moon
Otwórzcie którykolwiek z tomów sagi i poszukajcie
jakiegoś fragmentu, w którym Bella opisuje siebie jako istotę
ludzką, a następnie wypiszcie określenia, jakie towarzyszą owym
opisom. Jeżeli nie macie ochoty, podpowiem Wam – padają tam,
m.in., następujące słowa: „nikt specjalny”, „marne ludzkie
zmysły”, czy też „słaby, żałosny człowiek”. Bycie homo
sapiens to dla panny Swan (a więc i autorki) nawet nie
niedogodność – to wada, wstydliwe schorzenie, którego należy
się jak najszybciej pozbyć, aby stać się idealnym i błyszczeć
(w każdym znaczeniu tego słowa). Wampiryzm – kondycja, która z
założenia polega na mordowaniu żywych, czujących istot w ramach
zapewnienia sobie substancji niezbędnej do przeżycia – jest dla
naszej bohaterki niemalże ekwiwalentem boskości. Fizyczne piękno,
wytrzymałość i nieśmiertelność znajdują się w jej hierarchii
wartości znacznie wyżej niż rodzina, przyjaciele, możliwość
doświadczenia tysiąca niezwykłych chwil związanych z dojrzewaniem
i odkrywaniem coraz to nowych aspektów życia.
Istnieje pewien serial o nazwie „Supernatural”. Mam
szczerą nadzieję, iż kiedyś – przez czysty przypadek – Stefa
natrafi na niego przerzucając kanały w TV. Nie, nie sądzę, by na
wiele się to zdało (znając Stefcię, zaczęłaby zapewne kibicować
Lucyferowi, który został wszak stworzony jako najpotężniejszy z
archaniołów), ale być może przeżyłaby lekki wstrząs widząc,
że jedna z najpopularniejszych serii w telewizji traktuje o sile,
jaka drzemie w ludziach i o wartości człowieczeństwa, ze
wszystkimi jego wadami i niedoskonałościami. Może zdałaby sobie
sprawę, że wypisując tego rodzaju banialuki nie tylko pluje na
własną religię (zgodnie z której doktryną ludzie są
najukochańszymi ze stworzeń Bożych), ale w dodatku na własny
gatunek, do którego zalicza się także i jej rodzina. Może –
może – uświadomiłaby sobie nawet, iż to, co decyduje o sile i
wartości danej jednostki, sięga daleko poza strefę stricte
fizyczną.
Jestem człowiekiem i nie przehandlowałabym tego za
żadne nadnaturalne umiejętności czy błyszczącą facjatę. Ale
nie płacz, Stefciu – idź poszukać najbliższego rozdroża, a nuż
ktoś zaproponuje ci korzystną transakcję...
I to już wszystko, moi kochani. Wszystko...jeśli
chodzi o tę sagę. Czas na drugą z niespodzianek.
Nie zostawiamy Was bowiem bez lektury na kolejne
niedziele; od przyszłego tygodnia spotykamy się pod nowym adresem.
Oto przed Wami:
Dziękujemy Wam z całego serca za wszystkie komentarze
oraz śledzenie naszych dotychczasowych wypocin i zapraszamy do
dalszej zabawy!
Maryboo