Jesteśmy na etapie snu Belki. Ogarnia ją ciemność, rozjaśniona tylko przepięknym Edzisławem. Zapowiedź sparklenia czy co? Edek odchodzi od Belki (mądra strategia), a ta głupia małpa leci za nim, ale nie może go doścignąć. Podobne sny nawiedzają nasza hirołinę co noc.
Belcia wraca do szkoły po wypadku i od razu narzeka. Tyler łazi za Swanówną cały czas, dołączając do powoli rosnącego klubu Facetów W Niewyjaśniony Sposób Zakochanych W Belce. Nikt za bardzo nie wierzy Bellissimie, gdy ta opowiada, jak to Edzisław własną klatą osłonił ja przed naszym przyjacielem, vanem Tylera.
Doprawdy, zgadzam się z tobą, słonko. Edek olewa Belkę, co jej się zdecydowanie nie podoba. Oczywiście nie przeszkadza jej to gapić się na niego prawie cały czas. Dzięki temu zauważa, że oczy Cullena ciemnieją każdego dnia.
Czas ten stara się wykorzystać Mike, który próbuje zarwać Belkę, myśląc, że w Edziku nie ma już konkurencji.
Jakby nie było wystarczająco nudno (+10 nuda), teraz dostajemy opis czegoś, czego nie znoszę straszliwie, a mianowicie teenage drama. Zbliża się bal z okazji rozpoczęcia wiosny, na który to dziewczyny proszą chłopców. Jessica pyta Belkę, czy ta się nie obrazi, jeśli Jess zaprosi Mike’a na bal. Panna Swan jest zdecydowaną zwolenniczką takiego rozwiązania, mając nadzieję, że dzięki temu pozbędzie się przynajmniej jednego z 5 tuzinów adoratorów. Nic z tego jednak nie wychodzi, bo Jessica dostaje kosza. Jakież to wszystko fascynujące. (+50 nuda) Czy ta opowieść nie ma przypadkiem jakichś wampirów? Boru, niech ktoś kogoś wreszcie zeżre.
Mike próbuje swego szczęścia z Belką.
Wybacz, Belciu, ale nie posądzałam cię o takie emocje.
Oho, moi drodzy, jak to mówią: tip of the iceberg. Niezdrowo to się dopiero zrobi. To jest tylko delikatne preludium.
Po zakończeniu lekcji Edek odzywa się do Swanówny. Mamy tu do czynienia z wyświechtaną śpiewką, pt. „Trzymaj się ode mnie z daleka z powodów, o których ci nie powiem”. Zieeew. Jak się przekonamy, Edzio będzie opowiadał Łabędziątku takie banialuki, cały czas się niedaleko niej kręcąc. To się dopiero nazywa mixed fucking message!
Belka jest wściekła na naszego Adonisa. Nacieszmy się tym, bo już niedługo będziemy musieli czytać tylko i wyłącznie zachwyty nad tym bucem.
Ojej, jaka z tej Belki słodka niezdara. No tak, jak się nie ma serca świadomie obdarzyć swej bohaterki wadami (pomijam bitchyzm i nieznośność, bo to raczej nie było planowane), daje się takie „wady” jak niezdarność, bo to jest cute. Żeby chociaż Belka był taka cały czas, a nie tylko wtedy, kiedy Stefce się przypomni. Ale kto by się tam przejmował konsekwencją.
Lekcje dobiegają końca, Belka udaje się więc do samochodu. Tam czeka już na nią Eric. Zgadnijcie, w jakim celu. Dam Wam 3 podpowiedzi.
Belcia wraca do szkoły po wypadku i od razu narzeka. Tyler łazi za Swanówną cały czas, dołączając do powoli rosnącego klubu Facetów W Niewyjaśniony Sposób Zakochanych W Belce. Nikt za bardzo nie wierzy Bellissimie, gdy ta opowiada, jak to Edzisław własną klatą osłonił ja przed naszym przyjacielem, vanem Tylera.
Zastanawiałam się, dlaczego nikt nie zauważył, że chłopak stał te kilka aut dalej i nie miał szans dobiec do mnie w porę. W końcu doszłam do wniosku, że powód może być prosty - po prostu nikt prócz mnie nie śledził bez przerwy Cullena wzrokiem, nie przejmował się, czy jest w pobliżu. Byłam doprawdy żałosna.
Doprawdy, zgadzam się z tobą, słonko. Edek olewa Belkę, co jej się zdecydowanie nie podoba. Oczywiście nie przeszkadza jej to gapić się na niego prawie cały czas. Dzięki temu zauważa, że oczy Cullena ciemnieją każdego dnia.
Czas ten stara się wykorzystać Mike, który próbuje zarwać Belkę, myśląc, że w Edziku nie ma już konkurencji.
Jakby nie było wystarczająco nudno (+10 nuda), teraz dostajemy opis czegoś, czego nie znoszę straszliwie, a mianowicie teenage drama. Zbliża się bal z okazji rozpoczęcia wiosny, na który to dziewczyny proszą chłopców. Jessica pyta Belkę, czy ta się nie obrazi, jeśli Jess zaprosi Mike’a na bal. Panna Swan jest zdecydowaną zwolenniczką takiego rozwiązania, mając nadzieję, że dzięki temu pozbędzie się przynajmniej jednego z 5 tuzinów adoratorów. Nic z tego jednak nie wychodzi, bo Jessica dostaje kosza. Jakież to wszystko fascynujące. (+50 nuda) Czy ta opowieść nie ma przypadkiem jakichś wampirów? Boru, niech ktoś kogoś wreszcie zeżre.
Mike próbuje swego szczęścia z Belką.
- Wiesz - zaczął Mike, wpatrując się w podłogę - Jessica zaprosiła mnie na tę imprezę za dwa tygodnie.
- Świetnie - odparłam, niby to wielce ucieszona. - Na pewno będziecie się dobrze bawić.
Zasępił się.
- Widzisz... - nic wiedział, jak mi to powiedzieć. - Poprosiłem ją o trochę czasu do namysłu.
- A to, dlaczego? - udałam dezaprobatę, choć w głębi ducha ucieszyłam się, że nie postąpił brutalniej.
Znów wbił wzrok w podłogę i się zarumienił. Żal zmiękczył mi serce. Może go jednak zaprosić?
- Myślałem, że może, no wiesz, może, może ty chciałaś...
Przez chwilę dałam się ponieść wyrzutom sumienia, ale kątem oka zauważyłam, że Edward przechylił głowę, jakby czekał na moją odpowiedź.
- Mike, sądzę, że powinieneś przyjąć tamto zaproszenie.
- Już z kimś idziesz? - Czy Edward dostrzegł, że Mike zerknął z niepokojem w jego stronę?
- Nie, skąd. Nawet się nie wybieram.
- Czemu nie? - chciał wiedzieć Mike.
Nie miałam ochoty przyznać, że tańcząc, stanowię zagrożenie dla siebie i innych, więc szybko wpadłam na pewien pomysł.
- Jadę w ten dzień do Seattle - wyjaśniłam. Już od dawna chciałam się stąd wyrwać, a teraz zyskałam dobry pretekst.
- Nie możesz pojechać, kiedy indziej?
- Niestety nie - powiedziałam. - Nie trzymaj Jess dłużej w niepewności, nie wypada.
Tak, masz rację - wymamrotał i odrzucony powlókł się na swoje miejsce. Zacisnęłam powieki i przytknęłam palce do skroni starając się wyprzeć współczucie i wyrzuty sumienia.
Wybacz, Belciu, ale nie posądzałam cię o takie emocje.
Edward przyglądał mi się uważnie, a w jego czarnych oczach malowało się jeszcze większe zmartwienie niż kiedyś.
Zaskoczona nie odwróciłam wzroku, przekonana, że zaraz sam to zrobi. Patrzył jednak dalej, zaglądał w zakamarki duszy, hipnotyzował. Nie mogłam się ruszyć. Zaczęty mi drżeć dłonie.
- Cullen? - To nauczyciel prosił go o udzielenie odpowiedzi na jakieś pytanie, którego nawet nie usłyszałam.
- Cykl Krebsa - rzucił Edward, niechętnie, jak mi się zdawało, przenosząc wzrok na pana Bannera.
Uwolniona z pęt jego magnetycznego spojrzenia, natychmiast zajrzałam do podręcznika, chcąc znaleźć odpowiedni fragment. Tchórzliwa jak zawsze, zgarnęłam włosy na prawe ramię, żeby przesłonić twarz. Nie mogłam uwierzyć, że był w stanie aż tak wyprowadzić mnie z równowagi - tylko, dlatego, że spojrzał na mnie po raz pierwszy od sześciu tygodni. Nie mogłam pozwolić na to, by miał nade mną tak wielką władzę. Było to żałosne, więcej, było to niezdrowe.
Oho, moi drodzy, jak to mówią: tip of the iceberg. Niezdrowo to się dopiero zrobi. To jest tylko delikatne preludium.
Po zakończeniu lekcji Edek odzywa się do Swanówny. Mamy tu do czynienia z wyświechtaną śpiewką, pt. „Trzymaj się ode mnie z daleka z powodów, o których ci nie powiem”. Zieeew. Jak się przekonamy, Edzio będzie opowiadał Łabędziątku takie banialuki, cały czas się niedaleko niej kręcąc. To się dopiero nazywa mixed fucking message!
Belka jest wściekła na naszego Adonisa. Nacieszmy się tym, bo już niedługo będziemy musieli czytać tylko i wyłącznie zachwyty nad tym bucem.
- Lepiej będzie, jeśli nie będziemy utrzymywać ze sobą bliższych kontaktów - wyjaśnił. - Zaufaj mi.
Skrzywiłam się. Stara śpiewka.
- Szkoda tylko, że dopiero teraz na to wpadłeś - wycedziłam. - Nie miałbyś przynajmniej, czego żałować.
- Co takiego? - Wzmianką o żalu i zjadliwym tonem najwyraźniej zbiłam go z pantałyku. - Czego żałować?
- Ze cię poniosło i wypchnąłeś mnie spod kół samochodu.
Moje przypuszczenie go zaszokowało. Patrzył na mnie z nie dowierzaniem.
Gdy w końcu się odezwał, słychać było, że traci cierpliwość.
- Myślisz, że żałuję uratowania ci życia? - Ba, jestem o tym przekonana.
- Wydajesz osąd w sprawie, o której nie masz najmniejszego pojęcia - stwierdził wściekły.
Odwróciłam gwałtownie głowę, z trudem powstrzymując przed wykrzyczeniem mu w twarz wszystkich oskarżeń, jakie miałam w zanadrzu. Zebrałam z blatu swoje rzeczy, zerwałam się i ruszyłam w stronę wyjścia. Zamierzałam wyjść z gracją godną tej dramatycznej sceny, ale oczywiście zaczepiłam butem o framugę i książki rozsypały mi się po podłodze. Przez chwilę zastanawiałam się, czy ich tam nie zostawić. W końcu westchnęłam i zabrałam się do zbierania, ale nim zdążyłam się schylić, Edward mnie wyręczył. W jego oczach nie było widać jednak cienia sympatii.
- Dziękuję - powiedziałam chłodno. Spojrzał na mnie z niechęcią.
- Nie ma, za co.
Ponownie odwróciłam się do niego plecami i odeszłam szybko do sali gimnastycznej, nic oglądając się za siebie.
Ojej, jaka z tej Belki słodka niezdara. No tak, jak się nie ma serca świadomie obdarzyć swej bohaterki wadami (pomijam bitchyzm i nieznośność, bo to raczej nie było planowane), daje się takie „wady” jak niezdarność, bo to jest cute. Żeby chociaż Belka był taka cały czas, a nie tylko wtedy, kiedy Stefce się przypomni. Ale kto by się tam przejmował konsekwencją.
Lekcje dobiegają końca, Belka udaje się więc do samochodu. Tam czeka już na nią Eric. Zgadnijcie, w jakim celu. Dam Wam 3 podpowiedzi.
a) Eric chce zaprosić Belkę na bal,
b) Eric chce zaprosić Belkę na bal,
c) Eric chce zaprosić Belkę na bal.
Tak, zgadliście! (+50 Mary Sue) Eric chce zaprosić Belkę na bal, mimo iż to dziewczyny wybierają partnerów. Ms Swan używa tej samej wymówki, co wcześniej i spławia chłopaka.
Belcia chce wyjechać z parkingu, ale przejazd zagradza jej nikt inny, jak tylko Pan Buc.
Zmuszając silnik do wycia, wycofałam gwałtownie i byłam już gotowa ruszyć w stronę szosy, gdy na drodze stanął mi samochód Cullena, który także dopiero, co opuścił parking. Jego kierowca wyłączył silnik i najwyraźniej zamierzał poczekać na rodzeństwo - widziałam, jak się zbliżają, ale byli jeszcze daleko. Miałam ochotę staranować tył jego lśniącego volvo, ale doszłam do wniosku, że jest za dużo świadków. Zerknęłam w lusterko. Zaczynała formować się kolejka - Tuż za mną, w kupionej niedawno używanej Sentrze, siedział Tyler Crowley. Pomachał mi przyjaźnie, ale byłam zbyt zdenerwowana, by bawić się w uprzejmości. Wbiłam wzrok w jakiś kąt, byle tylko nie widzieć obu chłopaków.
Nagle ktoś zapukał w szybę po mojej lewej stronic. Był to Tyler - Zdziwiona sprawdziłam w lusterku, że słuch mnie nie myli - nie wyłączył nawet silnika, a drzwiczki zostawił otwarte na oścież.
Chwyciłam korbkę i z wielkim trudem otworzyłam okno tylko do połowy.
Tylko mi nie mówcie, że… Nie, to są jakieś jaja.
- Przepraszam. to Cullen mnie blokuje. - Zirytowałam się jeszcze bardziej, bo chyba każdy widział, że korek nie powstał z mojej winy.
- Ach to. Wiem, jasne. Chciałem cię tylko o coś zapytać przy okazji. - Uśmiechnął się promiennie.
Tylko nie to, pomyślałam.
- Zaprosiłabyś mnie na ten bal wiosenny?
OF COURSE!
Znowu gadka o Seattle, Tyler się zmywa. To jest naprawdę nudne (+30 nuda).
Sprawdziłam sytuację na drodze. Alice, Rosalie, Emmett i Jasper sadowili się właśnie w volvo. W lusterku ich wozu dostrzegłam oczy Edwarda. Nie było najmniejszych wątpliwości, że chłopak trzęsie się ze śmiechu, jakby doszło jego uszu każde słowo Tylera. Moja oparta o pedał gazu stopa zadrżała niecierpliwie. Jedno małe wgniecenie nikomu by nie zaszkodziło, a lakier volvo świecił tak kusząco... Wcisnęłam pedał.
Niestety, cala piątka zdążyła już wsiąść i Edward ruszył w tym samym momencie.
Szkoda. Oczywiście dla Eda (+100 asshole). Patrząc z perspektywy całej serii, to już na samym początku zapowiadała się cudnie dobrana para. Bitch + asshole = true loff. Gdyby to była jakaś parodia nastoletnich romansów, to byłoby arcydzieło. Tylko że Stefa pisała to wszystko na poważnie.
Na obiad postanowiłam przyrządzić tortille nadziewane kurczakiem. Miałam nadzieję, że skupiona nad tym pracochłonnym daniem będę w stanie odegnać uporczywe myśli.
Gary lekarstwem na smutki wszelakie. Belka + kuchnia to jak Charlie + mecz. It runs in the family.
W międzyczasie dzwoni Jessica, żeby poinformować, że Mike z desperacji zgodził się z nią pójść podylać na bal. Belka proponuje, żeby Jess przekonała pozostałe dwie koleżanki, Angelę i Lauren, aby zaprosiły Erica i Tylera, dzięki czemu będzie miała nie-Adonisów wreszcie z głowy. Jessica się zgadza.
Po rozmowie z koleżanką Belka wraca do gotowania i rozmyślania o Edku.
Dlaczego uważał, że nie powinniśmy zostać przyjaciółmi?
Nagle zrozumiałam i poczułam się jak zupełna idiotka. Tak, to musiało być to. Zauważył, jak na niego reaguję, jak śledzę go wzrokiem. Tu nie chodziło o przyjaźń, więc, po co miałby mnie nią łudzić. Po co dawać mi nadzieję? Nic byłam w jego typie, nie miałam szans.
Przecież to oczywiste, że nie mam u niego szans, pomyślałam, ganiąc się za naiwność. Oczy mnie piekły, ale to, dlatego, że parę minut wcześniej kroiłam cebulę. To on z nas dwojga był chodzącym ideałem, prawda? Co za facet! Intrygujący, błyskotliwy, przystojny, tajemniczy... A do tego najprawdopodobniej potrafił podnosić auta jedną ręką.
Rzyg. Chodzący ideał, jasne. Natomiast nie dziwię się, że Belka tak pomyślała o motywach Eda. W końcu dziewucha nie jest subtelna, więc Cullen dawno się domyślił, że Swanówna leci na niego, aż się kurzy. A skoro się facet nie pali do zrobienia jakiegoś kroku, to pewnie nie jest zainteresowany. Ale w końcu mówimy o opkopodobym tworze, a nie o prawdziwym życiu, więc to nie może być prawda.
Belka postanawia być silna i nie ma zamiaru pociąć się bułką tartą z rozpaczy, że Ed jej nie chce.
Charlie wraca. W czasie obiadu Belcia oznajmia ojcu, że jedzie do Seattle. Nie, nie pyta. Oznajmia, mitygując się w ostatniej chwili.
- W przyszłą sobotę chcę wybrać się na cały dzień do Seattle. To jest, jeśli nie masz nic przeciwko. - Zamierzałam nie prosić o pozwolenie, żeby nie ustanawiać niewygodnego precedensu, ale w końcu wyrzuciłam to z siebie, żeby ojciec nie poczuł się obrażony.
(+15 zła córka), (+5 bitch)
- Wydasz majątek na benzynę - zauważył Charlie, jakby czytał mi w myślach.
- Wiem. Będę musiała zatrzymać się w Montesano i w Olympii, może jeszcze w Tacomie, jeśli będzie trzeba.
- I pojedziesz tak zupełnie sama? - Nie wiedziałam, czy boi się, że auto mi padnie, czy że ukrywam przed nim, że mam chłopaka.
- Zupełnie sama.
- Seattle to wielkie miasto - postraszył mnie. - Tato Phoenix jest pięć razy większe, no i przecież wezmę plan. Poradzę sobie.
- Mam pojechać z tobą?
Wzdrygnęłam się w duchu na samą myśl o tym, ale nie dałam nic po sobie poznać. Postanowiłam użyć starego babskiego chwytu.
- Czy ja wiem, cały dzień spędzę pewnie w przymierzalniach...
- No dobra, niech ci będzie - uciął szybko. Nawet kwadrans w sklepie z odzieżą damską byłby dla niego udręką.
I to cię, Charlie, przekonało, żeby puścić córkę samą do nieznanego jej, oddalonego od Widelców miasta. Wow. (+50 zły ojciec)
- Zdążysz na bal?
Dobry Boże, ojciec też o nim wiedział. W tej mieścinie było to chyba wydarzenie roku.
- Nie idę, nie... nie lubię tańczyć. - Miałam nadzieję, że kto, jak kto, ale on zrozumie prawdziwy powód. W końcu nie odziedziczyłam problemów z koordynacją ruchową po mamie.
I ten nieskoordynowany człowiek został policjantem, a co więcej szefem policji? No wiecie, broń, te sprawy…
Następnego dnia pod szkołą zaparkowałam jak najdalej od srebrnego Volvo. Wolałam się nie wystawić na pokuszenie, a i nie stać by mnie było na pokrycie ewentualnych szkód. Wysiadając z auta, upuściłam niechcący kluczyki prosto w kałużę. Schyliłam się, żeby je podnieść, ale ktoś błyskawicznie sprzątnął mi je sprzed nosa - mignęła mi tylko blada dłoń. Wyprostowałam się szybko, zaskoczona. Tuż obok mnie stał Edward Cullen, oparty nonszalancko obok mojej furgonetki.
- Jak u licha to zrobiłeś? - spytałam zdumiona i poirytowana zarazem.
- Co takiego? - Upuścił kluczki na moja wyciągniętą dłoń.
- Zmaterializowałeś się, czy co? Przed sekundą cię tu jeszcze nie było.
- Bello, to doprawdy nie moja wina, że jesteś nadzwyczaj mało spostrzegawcza. - Głos miał jak zwykle cichy, aksamitny, przytłumiony.
Oczywiście, że to nie jej wina, że jesteś nieodrodnym synem Stirlitza. Przecież Edek zachowuje się jak jakiś seryny morderca, który zostawia wszędzie wskazówki, bo chce zostać złapany.
- A może wyjaśniłbyś mi, po co wczoraj blokowałeś wyjazd z parkingu? - zażądałam, nadal wpatrując się w ziemię. - Myślałam, że masz zamiar udawać, że nie istnieję, a nie doprowadzać mnie do szału.
- Nie chodziło o ciebie, tylko o Tylera - zaszydził. - Mam dobre serce. I chłopczyna mądrze skorzystał z okazji.
WHAT A DICK! (+100 asshole) Oczywiście Bucmaster jest uhahany jak norka.
- Nie udaję też wcale, że nie istniejesz - dodał.
- A więc masz zamiar doprowadzać mnie do szału, tak? Aż w końcu szlag mnie trafi? No cóż, jakoś trzeba się mnie pozbyć, skoro vanowi Tylera się nie udało.
Jak już jesteśmy przy tym cudnym autku, pożegnajmy je minutą słuchania death metalu, albowiem wcześniej w rozdziale dowiadujemy się, że…
Niemal dobiegłam do furgonetki - w szkole roiło się od ludzi, których wolałam unikać. Moje auto wyszło z wypadku prawie bez szwanku - musiałam tylko wymienić tylne światła, lakier i tak wszędzie odłaził. Tymczasem rodzice Tylera sprzedali swój wóz na części.
- Czekaj! - zawołał. Szłam dalej, gniewnie rozbryzgując wodę w mijanych kałużach, ale zaraz mnie dogonił.
- Przepraszam, zachowałem się niegrzecznie - powiedział.
Puściłam tę uwagę mimo uszu. - Nie mówię, że odwołuję to, co powiedziałem - ciągnął - ale niemniej było to niegrzeczne.
- Dlaczego się ode mnie nie odczepisz? - rzuciłam opryskliwie.
- Chciałem cię o coś spytać, ale nie dałaś mi dojść do głosu - zaśmiał się. Najwyraźniej szybko wrócił mu dobry humor.
- Masz rozdwojenie jaźni, czy co? - skomentowałam.
Wiecie co, trafna uwaga. Wszystko wskazuje na to, że Ed jest co najmniej mocno rozchwiany emocjonalnie albo wręcz cierpi na osobowość mnogą z rodzaju Dr Jekyll and Mr Jackass.
Bucmaster proponuje Belce, że zabierze ją do Seattle w ramach tego, żeby trzymała się od niego z daleka.
- Wiesz, co, Edward... - Gdy wymawiałam jego imię, przeszył mnie dreszcz, i bardzo mi się to nie spodobało. - Naprawdę nie nadążam za tobą. Jeszcze nie tak dawno twierdziłeś, że nie chcesz się ze mną kolegować.
- Powiedziałem, że lepiej będzie, jeśli nie będziemy utrzymywać ze sobą bliższych kontaktów, a nie, że nie chcę ich utrzymywać.
Mam na to jedno słowo:
- Byłoby... roztropniej, gdybyśmy nie zostali przyjaciółmi - wyjaśnił. - Ale mam już dość zmuszania się do ignorowania ciebie, Bello.
Ten schemat jest naprawdę irytujący. Stay away.. No, come back! No, leave…
Przy tym ostatnim zdaniu w jego oczach pojawiło się jakieś silne, nienazwane uczucie. Niski głos amanta pieścił uszy. Zapomniałam, jak się nazywam.
- Pojedziesz ze mną do Seattle? - spytał takim tonem, jakby chodziło o oświadczyny.
Mowę mi odjęło, więc skinęłam tylko głową. Po jego twarzy przemknął uśmiech, ale szybko przybrał poważną minę.
- Co nie zmienia faktu, że naprawdę powinnaś się trzymać ode mnie z daleka - ostrzegł. - Do zobaczenia na biologii.
Nie skomentuję, albowiem musiałabym kląć długo a soczyście.
Tyle na dziś.
(+5 bitch)
(+15 zła córka)
(+50 zły ojciec)
(+150 Mary Sue)
(+200 asshole)
(+90 nuda)
Trzymajcie się
Beige