niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział XXIV: Impas


W dzisiejszym odcinku pochylimy się nad ostatnim rozdziałem, który składa się właściwie tylko i wyłącznie z dialogów. Coś czuję, że będzie bolało. 

Belka budzi się w szpitalu. Obok naszej hirołiny waruje jej sparklący luby. Edzio mówi Belce, że zdążyli w ostatniej chwili. Swanówna przyznaje, że była strasznie głupia, żeby dać się złapać na tak cieniutki, sklecony na kolanie plan Tofika.  

Ala zdążyła już powiadomić rodziców Belki. Jak się okazuje, Renee przyjechała nawet do córki (no popatrzcie tylko, a taka z niej podobno beznadziejna matka), ale akurat poszła coś zjeść. How convenient. 

Ciekawa jestem, jaką monumentalną bzdurę Alice sprzedała mamie Belki, żeby wytłumaczyć liczne obrażenia Swanówny. Sama rekonwalescentka też się zastanawia. 

- Że spadłaś z bardzo długich schodów, a potem z rozbiłaś szybę i wyleciałaś przez okno. - Zadumał się na moment.- Musisz przyznać, że takie rzeczy czasem się zdarzają.

I Renee kupiła taką bajeczkę? Nie pytała, gdzie to się stało i w jakich okolicznościach? To jedno zdanie jej wystarczyło? Nie, poczekam, może to się wyjaśni, bo nie wierzę, żeby skończyło się na takim wytłumaczeniu.

- Jakie właściwie odniosłam obrażenia? 
- Masz złamaną nogę, złamane cztery żebra, kilka pęknięć w czaszce i siniaki gdzie się da, a do tego straciłaś dużo krwi.

Aha, czyli córka została naprawdę poważnie ranna i pani Dwyer ani przez moment nie dociekała, nie zrobiła awantury, nic?

- Przeszłaś kilka transfuzji. Nie byłem tym zbytnio zachwycony - przez jakiś czas pachniałaś zupełnie nie tak.

I to jest twój największy problem, Edek? Priorytety, bitch, priorytety! 

- Jakim cudem ci się udało? - szepnęłam. Od razu domyślił się, o co mi chodzi, i uciekł wzrokiem przed moim pytającym spojrzeniem. 
- Nie jestem pewien. - Ujął moją zabandażowaną dłoń, ostrożnie, tak aby nie zerwać przewodu łączącego mnie z jednym z monitorów. 
Czekałam cierpliwie na dalsze zwierzenia. Westchnął głęboko, nadal nie patrząc w moją stronę. 
- Tego nie dało się... nie dało się powstrzymać - zaczął cicho.- Było to zupełnie niemożliwe. A jednak dopiąłem swego. - Nasze oczy nareszcie się spotkały. Edward uśmiechał się nieśmiało. - Chyba naprawdę cię kocham.

Pfff, no tak. Tru loff ponad wszystko. Żadnych problemów, rozterek, wysiłku. Posyp cukrem pudrem, zalej ciepłą wodą i gotowe. (+100 lenistwo) 

- Czy smakuję równie dobrze jak pachnę? - spytałam. 
- Jeszcze lepiej. Lepiej, niż przypuszczałem. 
- Przepraszam 
Edward wzniósł oczy ku niebu. 
- Naprawdę, nie masz już za co przepraszać 
 - Za co w takim razie powinnam cię przeprosić?
- Za to, że mało brakowało, a już nigdy więcej bym cię nie zobaczył. 
- Przepraszam - powtórzyłam. 



Wybaczcie mój klatchiański, ale ja pierdolę, co za buc! No nie skomentuję chyba tego, bo musiałabym bluzgać długo a soczyście. Oczywiście, że postępowanie Belki do mądrych nie należało, ale żeby miała przepraszać tego psychopatę za to, że naraziła JEGO na stratę zabaweczki, znaczy trulawerki, to już jest szczyt! No biedny Eduś, tylko mu współczuć. (+1000 asshole)

Belcia pyta o los Tofika. 

- Gdy go od ciebie odciągnąłem, zajęli się nim Emmett i Jasper. - Z tonu jego głosu można było odczytać, jak bardzo żałuje tego, że nie mógł im towarzyszyć. 
 Zdziwiłam się.
- Nie było ich wtedy z wami. 
- Musieli przejść do innego pomieszczenia... polało się sporo krwi. 
- Ale ty zostałeś. 
- Tak, zostałem. 
- I Alice, i Carlisle... - dodałam, kręcąc głową z niedowierzaniem. 
- Widzisz, oni też cię kochają.

Wszyscy kochają Mary Sue, no zdziwiona jestem niemożebnie. (+50 Mary Sue)

Okazuje się, że Ala obejrzała nagranie Tofika i dowiedziała się wreszcie co nieco o swym dawnym życiu. Koniec tematu. Belka więcej nie pyta, jak z tym wszystkim czuje się Alice, czy zamierza dowiedzieć się czegoś więcej, skoro ma  wreszcie jakąś wskazówkę. Nope. Belcia ma to w rzyci. Cóż za wspaniała przyjaciółka, nie ma co. (+3 bitch)

- Co robisz w Teksasie? Jak wytłumaczyłeś mojej mamie swoją obecność? Muszę poznać twoją wersję, zanim się tu zjawi. 
- No tak. - Uspokoił się. Zmarszczki z czoła zniknęły. - Przyjechałem do Phoenix, żeby przemówić ci do rozsądku i skłonić do powrotu do Forks. - Powiedział to z tak szczerą miną, że nieomal sama mu uwierzyłam. - Zgodziłaś się ze mną spotkać i przyjechałaś do hotelu, w którym zatrzymałem się z Carlislem i Alice - tak, tak, przyleciałem rzecz jasna pod opieką rodzica. Tyle że, idąc do mojego pokoju, potknęłaś się na schodach. Resztę już znasz. Na szczęście nie musisz pamiętać żadnych szczegółów, masz świetne usprawiedliwienie.

Aha, czyli jednak Edek rozwinął swoja opowieść dla Renee. Z tymże takie wytłumaczenie jest jeszcze bardziej naciągane, więc dalej nie rozumiem, jak mamuśka to mogła łyknąć bez żadnych wątpliwości. 

Żeby uwiarygodnić te banialuki Culleny zdemolowały hotel, aby wyglądał na miejsce wypadku. Mam nadzieję, że właściciel jest ubezpieczony od nieszanujących ludzi wąpierzy, którzy niszczą mienie, żeby ich lamerska historyjka miała pół grama wiarygodności. (+100 asshole)

Edzio głaszcze Belkę po licu, co natychmiast przyprawia Swanównę o tachykardię. Oh wait, it gets better. I przez better mam na myśli stupider.  

- Hm, zobaczmy... - Pochylił się nade mną powoli. Pikanie przyspieszyło, zanim jeszcze jego usta dotknęły moich, ale kiedy w końcu złożył na mych wargach pocałunek, choć ledwie je musnął, w pokoju zaległa cisza.Edward odskoczył ode mnie i przerażony zerknął na monitor. Odetchnął z ulgą, widząc, że moje serce zamarło tylko na chwilkę.



Eee… Stefciu, nie. Po prostu nie. To nie jest romantyczne. To jest bezdennie głupie. A gdyby zdarzyło się naprawdę to też bardzo niebezpieczne dla życia Belki. Ja wiem, że mówi się: „somebody’s heart skipped a beat” np. na widok ukochanej/ukochanego, ale tego nie należy brać dosłownie! (+300 głupota) I dlaczego jeszcze to całe wymyślne ustrojstwo, do którego podłączona jest Belka, nie wyje, że z pacjentką dzieje się coś złego? Pielęgniarka powinna już stać w drzwiach, żeby sprawdzić, czy wszystko ok. z pracą serca Swanówny. 

Renee wraca, więc Ed postanawia poudawać, że grzecznie śpi, a nie wywołuje u ciężko rannej dziewczyny zatrzymanie akcji serca. 

Następuje całkiem ładna scenka przywitania zatroskanej matki ze stęsknioną (przynajmniej chwilowo) córką. 


- A gdzie Phil? - spytałam szybko.
- Został na Florydzie. Ach, Bello, nie uwierzysz! Już mieliśmy pakować manatki, a tu taka niespodzianka!
- Zaproponowano mu kontrakt? 
- Tak! Skąd wiedziałaś? The Suns go przyjęli! Niesamowite, prawda? 
- Rewelacja - Starałam się wykrzesać z siebie nieco entuzjazmu, choć nazwa The Sun nic mi nie mówiła. 
- Oj spodoba ci się w Jacksonville, zobaczysz. - Mama rozgadała się na dobre. Wpatrywałam się w nia tępo. - Najpierw się martwiłam, bo była mowa o Akron. Tam przecież jest normalna zima ze śniegiem, a sama dobrze wiesz, jak ja nie lubię zimna. A tu Jacksonville! Słońce cały rok, a ta wilgoć wcale nie jest taka zła, jak mówią. Znaleźliśmy dla nas przecudny dom, żółty z białymi framugami ,werandą jak z jakiegoś starego filmu. Rośnie przed nim ogromny dąb, a na plażę jest tylko kilka minut spacerkiem, spacerkiem w dodatku miałabyś jedną łazienkę tylko dla siebie, a … 
- Wstrzymaj się na chwilkę - przerwałam jej wywód. Edward nadal leżał z zamkniętymi oczami, ale mięśnie miał tak napięte, że nikt by nic uwierzył, że śpi. - O czym ty mówisz? Nie mam zamiaru przeprowadzać się na Florydę. Mieszkam w Forks. 
- Ależ już nie musisz, głuptasku - roześmiała się mama. - Phil będzie teraz o wiele częściej w domu... W ogóle to dużo na ten temat rozmawialiśmy i zadecydowałam, że aby być więcej z tobą będę z nim jeździć tylko na co drugi mecz. 
- Ale mamo... - Zawahałam się, nie wiedząc, które uzasadnienie zabrzmi najbardziej dyplomatycznie. - Chcę zostać w Forks. Przyzwyczaiłam się już do nowej szkoły, mam kilka dobrych koleżanek... - Słysząc słowo „koleżanki”, mama spojrzała na Edwarda, więc postanowiłam pójść w innym kierunku. - ... a Charlie mnie potrzebuje. Siedzi tam zupełnie sam, a ani trochę nie potrafi gotować.

Belciu? Jeszcze niedawno odstawiłaś taki cyrk przed biednym Charliem, że nie chcesz za żadne skarby świata mieszkać w Widelcach, więc to zupełnie normalne, że Renee ma zamiar wziąć cię do siebie. Pani Dwyer, co oczywiste, jest całkowicie skołowana. W końcu mama Belki domyśla się, o co, a raczej o kogo chodzi.

- To o niego chodzi? - szepnęła.Otworzyłam już usta, żeby skłamać, ale wpatrywała się we mnie z taką uwagą, że z pewnością przejrzałaby mnie na wylot. 
- Częściowo - przyznałam. Na razie tyle wystarczy. - Miałaś w ogóle okazję zamienić z Edwardem kilka słów? 
- Tak. - Zawahała się, wpatrzona w sylwetkę „śpiącego”. - I chciałabym z tobą o nim porozmawiać.Tylko nie to. 
- O czym dokładnie? 
- Sądzę, że ten chłopiec jest w tobie zakochany.

No ba! Z innych szokujących newsów wprost z Meyerlandu: woda jest mokra. 

Belka przyznaje, że odwzajemnia uczucia McSparkle’a. Renee próbuje przemówić córce do rozumu, przypominając, że jest jeszcze bardzo młoda. Ta jakoby strasznie roztrzepana i dziecinna (zdaniem Belki, rzecz jasna) kobieta wyraźnie martwi się, żeby Bellissima nie zrobiła jakiejś głupoty. I to jest ta beznadziejna matka, którą się trzeba non stop opiekować? Bullshit.

Renee wychodzi, bo czeka na telefon od Phila. Jest to typowo ałtoreczkowy zabieg pozbywania się rodziców, żeby nie przeszkadzali w epickim romansie trulawerów. Ale cóż, Stefka robi to konsekwentnie od początku książki, nikt nie powinien być więc zdziwiony.

Pielęgniarka zagląda, sprawdzić, co z Belką. Wreszcie nasze gołąbeczki zostają same.  

- Cóż, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. 
- Na przykład? Wbił wzrok w podłogę. 
- Zaskoczyłaś mnie. Ten dom na Florydzie, mieszkanie z matką… Myślałem, że właśnie o tym zawsze marzyłaś.

Edziu, błagam cię, ty tak na serio? Nikomu chyba przez myśl nie przeszło, że Belka naprawdę chce wyjechać z Widelców. 

- Przecież na Florydzie musiałbyś cały dzień siedzieć w domu. Wychodziłbyś na dwór tylko w nocy, jak jakiś prawdziwy wampir. 
Przez chwilę wydawało mi się, że jednak się uśmiechnie, ale nie. Spojrzał na mnie ponuro. 
- Gdybyś się wyprowadziła, zostałbym w Forks, Bello - oświadczył. - Albo przeniósłbym się do innego miasteczka na północy. Jak najdalej od ciebie, byle nie móc cię dłużej narażać na niebezpieczeństwo.

Boru, znowu te jęki? McSparkle dawno udowodnił, że nie jest w stanie przedłożyć bezpieczeństwa Belki nad swoje pragnienie bycia z tą nudną pannicą. 

Belka na te słowa dostaje ataku na miarę przyszłych bólów fantomowych z Nju Muna. 

Do pokoju weszła zdecydowanym krokiem kolejna pielęgniarka. Edward nie ruszył się ani na milimetr, gdy lustrowała fachowym okiem moją zbolałą minę, a potem wszystkie monitory. 
- Podać ci coś przeciwbólowego, kotku? - spytała ciepło, poklepując woreczek kroplówki. 
- Nie, nie - wymamrotałam, starając się udawać, że nic mnie nie boli. - Wszystko w porządku. - Nie miałam najmniejszego zamiaru zasypiać w takiej chwili. 
- Nie musisz być taka dzielna, skarbie. Lepiej nie nadwerężać organizmu. Musisz odpoczywać. - Czekała, aż zmienię zdanie, ale pokręciłam przecząco głową. 
- Niech ci będzie - westchnęła. - Przywołaj mnie przyciskiem, jeśli się zdecydujesz.Rzuciła jeszcze Edwardowi srogie spojrzenie i po raz ostatni zerknęła na aparaturę. 
Gdy wyszła, Edward ujął moją twarz w swoje chłodne dłonie.  
- Spokojnie, Bello, tylko spokojnie. 
- Nie zostawiaj mnie - poprosiłam łamiącym się głosem. 
- Nie zostawię - obiecał. - A teraz leż ładnie, bo zawołam pielęgniarkę i każę cię czymś nafaszerować.

(+100 tyran)

Takie teksty powinny Belcię przerażać. Przecież to była groźba. Coś w stylu: albo będziesz mi posłuszna, albo stracisz przytomność, a wtedy będę mógł zrobić z tobą, co zechcę. Brrr.

Edek dalej angstuje, jak to sprowadził na Bellissimę wszystkie plagi egipskie. (+10 angst) Wreszcie Ed przyznaje, że nie ma zamiaru trzymać się od Belki z daleka. Big surprise.  

- Świetnie. - Nie uszło jednak mojej uwadze, że niczego mi w końcu nie obiecał. Nadal bałam się o naszą przyszłość, a nie miałam już siły kontrolować kipiącego we mnie rozdrażnienia. - Wspominałeś, że udało ci się pohamować instynkt - zaczęłam hardo. - Teraz chciałabym się dowiedzieć, po co się w ogóle fatygowałeś? 
- Jak to: po co? 
- Czemu nie pozwoliliście na to, by jad się rozprzestrzenił? Byłabym teraz taka sama jak wy. 
Oczy mojego towarzysza w ułamek sekundy zrobiły się zupełnie czarne. Uświadomiłam sobie, że Edward zawsze starannie ukrywał przede mną prawdę o jadzie. To Alice zdradziła mi sekret pochodzenia wampirów, a najwyraźniej była ostatnio zbyt przejęta poznaniem faktów z własnej przeszłości, by zwierzyć się bratu ze swojej niedyskrecji. Być może nawet świadomie to przed nim ukrywała. W każdym razie dowiedział się dopiero teraz. Był równie zaskoczony, co rozwścieczony. Jego nozdrza drgały, a zaciśnięte szczęki wyglądały na wyciosane z kamienia. 
Z pewnością nie miał najmniejszego zamiaru odpowiedzieć mi na pytanie. 
- Nie kryję, że nie mam doświadczenia w relacjach damsko - męskich - odezwałam się śmiało - ale po prostu wydaje mi się to całkiem logiczne. W każdym związku konieczna jest pewna równowaga. Nie może być tak, że tylko jedna strona bez przerwy ratuje drugą. Obie muszą się ratować.

Zgadzam się, że w związku powinna być równowaga, ale raczej nie polega ona tylko i wyłącznie na podliczaniu, ile razy kto kogo ratuje i czy aby te liczby są równe. Zresztą wiadomo, że Belce i tak nie o to chodzi. Swanówna chce po prostu być tak pikna, zajebista i długowieczna jak Culleny. Co z tego, że oznacza to skazanie się na życie jako krwiożercze monstrum (ekhm, ekhm, przynajmniej w teorii) i to dla faceta, którego właściwie się nie zna, a który według wszelkich przesłanek jest skończonym sukinsynem. 

- Nie mogę zawsze grać roli ukochanej Supermana - upierałam się. - Też chcę być Supermanem. 
- Nie wiesz, jak to jest. - Siedział tak, wpatrując się w brzeg poduszki. W jego glosie nie było słychać irytacji. 
- Myślę, że wiem. 
- Bello, wierz mi, nie masz pojęcia. Miałem prawie dziewięćdziesiąt lat na rozmyślania i nadal nie wiem, czy warto. 
- Wolałbyś, żeby Carlisle cię nie ocalił? 
- Nie, nie żałuję, że tak się stało. - Zamilkł na moment. - Ale moje ludzkie życie dobiegało wówczas końca. Niczego i nikogo nie musiałem się wyrzekać. 
- To ty jesteś całym moim życiem. Tylko ciebie nie chciałabym stracić. 




A rodzice? Znajomi? Och, wybacz, zapomniałam, że ty się z plebsem nie zadajesz. Całe dotychczasowe życie? I przyszłe też? Jesteś pewna, że nie zechcesz mieć kiedyś dzieci? Czy ty to w ogóle przemyślałaś? Powtórzę jeszcze raz. Gdyby Belka miała straszne życie, była poniewierana, bita, gwałcona i chciała za wszelką cenę się od tego uwolnić to ok. Ale rzucić wszystko w cholerę tylko dlatego, że podoba jej się jakiś buc? Nie pojmuję. (+500 głupota) 

- A ból? - spytał. Zadrżałam. Nie umiałam się powstrzymać. Ale postarałam się, by moja mina nie zdradziła tego, jak dobrze pamiętam tamto uczucie... ogień w moich żyłach.
- To moja sprawa - odparłam. - Wytrzymam.
 
- Były już w historii takie przypadki, że odwaga przekraczała granicę szaleństwa.
- Ból mnie nie zraża. Trzy dni? Wielkie mi co.
 
Edward znów się skrzywił, bo przypomniałam mu, że wiem o wiele więcej, niżby sobie tego kiedykolwiek życzył. Stłumił jednak gniew i skupił się na wyszukiwaniu argumentów.
- A Charlie? - rzucił prosto z mostu. - A Renee?

No właśnie, ja też chcę poznać odpowiedź.

Zamilkłam na długo, szukając w głowie celnej riposty. Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamknęłam je zmieszana. Edward czekał cierpliwie z triumfującym wyrazem twarzy. Wiedział, że nic nie wymyślę. 
- Słuchaj no, to też nie jest problem - wymamrotałam w końcu. Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco, nigdy nie byłam dobrym kłamcą. - Renee zawsze postępowała tak, żeby to jej było wygodnie. Z pewnością nie miałaby nic przeciwko temu, żebym i ja poszła w jej ślady. A Charlie ma grubą skórę, szybko dojdzie do siebie, poza tym jest przyzwyczajony do mieszkania w pojedynkę. Nie mogę robić wszystkiego pod nich, to moje życie.



(+1000 bitch)

Nie skomentuję, nie mam siły. 

- Umrę - powiedziałam dobitnie. Zmarszczył czoło. 
- Nie umrzesz, nie umrzesz. Może będziesz miała parę blizn, ale...\ 
- Mylisz się - przerwałam mu. - Ja naprawdę umrę. 
- Co ty wygadujesz, Bello? - zdenerwował się. - Wypiszą cię stąd za kilka dni, góra za dwa tygodnie. 
Patrzyłam mu prosto w oczy. 
- Może nie umrę tak od razu... ale kiedyś na pewno. Z każdym dniem jestem bliższa śmierci. Zestarzeję się! Osiwieję, będę miała zmarszczki...

Aha, tu cię mam! I wszyscy razem:

PRIORYTETY, BITCH, PRIORYTETY!

- Tak właśnie ma to wyglądać. Tak właśnie powinno być. I tak by się stało, gdybyś mnie nie spotkała, gdybym nie istniał, a nie powinienem istnieć. 
Prychnęłam. Zdziwiony otworzył oczy. 
- To głupie. To tak, jakbyś podszedł do kogoś, kto wygrał w totka i właśnie odbiera pieniądze, i powiedział mu: „Zostaw to, wróć do dawnego życia. Taki jest właściwy porządek rzeczy. Tak będzie dla ciebie lepiej”. Ja tam tego nie kupuję. 
- Trudno porównywać mnie do wygranej w totka.
- Masz rację. Jesteś czymś o niebo lepszym.



(+50 kicz)

- Jeśli myślisz, że sobie odpuszczę, to się grubo mylisz! - ostrzegałam. - Nie zapominaj, że nie jesteś jedynym wampirem, którego znam. 
Oczy Edwarda znów pociemniały. 
- Alice się nie ośmieli. 
Przez chwilę wyglądał tak przerażająco, że mu uwierzyłam - nie byłam sobie w stanie wyobrazić, że ktoś mógłby mieć dość odwagi, by mu się przeciwstawić. Ale zaraz potem uświadomiłam sobie, co jest grane. 
- Alice miała wizję, prawda? Wie, że kiedyś będę taka jak wy. To dlatego denerwują cię jej różne komentarze. 
- Alice się myli. Widziała też ciebie martwą, a przeżyłaś. 
- Ja tam wołałabym się nigdy o nic nie zakładać wbrew jej wizjom. 
Wpatrywaliśmy się w siebie gniewnie przez ładnych parę minut. W pokoju zapanowała cisza - względna cisza, bo coś nieprzerwanie brzęczało, pikało i skapywało, a wielki ścienny zegar tykał głośno.  Edward pierwszy dał za wygraną. 
- I co dalej? - spytałam, widząc, że patrzy na mnie łagodniej. Wzruszył ramionami.
- Impas. Tak to się chyba nazywa. 

Czyli na rozwiązanie całej tej sprawy będziemy musieli czekać prawie całe 3 książki. Szczęście, że reszta już za nami.  

Westchnęłam. Znów się zapomniałam. Jęknęłam cicho z bólu. 
- Wszystko w porządku? - Edward zerknął znacząco na guzik wzywający pielęgniarkę. 
- Tak, tak - skłamałam. 
- Nie wierzę ci - oświadczył spokojnie. 
- Nie mam najmniejszej ochoty dalej spać. 
- Musisz dużo odpoczywać. Te zażarte dyskusje ci tylko szkodzą. 
- To mi ustąp - zaproponowałam. 
- Ach, jakaś ty sprytna. - Wyciągnął rękę w stronę przycisku. 
- Nie! Zignorował mnie. 
- Słucham - przemówił interkom. 
- Pacjentka prosi o kolejną dawkę środków przeciwbólowych - oznajmił Edward, nie zwracając uwagi na moją rozwścieczona minę. 
- Już przysyłam pielęgniarkę. - Głos nieznajomej był bardzo znudzony.

(+50 tyran) No tak, Edek wie lepiej. Belka nie chce spać, bo nadal boi się, że Sparklemaster gdzieś polezie. Edek zapewnia swoją lubą, że będzie przy niej. W końcu ma takie wielkie doświadczenie w obserwowaniu, jak Belcia śpi. Swanówna dostaje szprycę i zaczyna odpływać. Gołąbeczki wymieniają się jeszcze zapewnieniami o miłości wiecznej i niezniszczalnej. (+1 kicz) Koniec.

W następnym odcinku epilog. Woohoo, the end of Twilight is near! 

(+51 kicz)  
(+50 Mary Sue)  
(+800 głupota)  
(+150 tyran)  
(+100 lenistwo)  
(+10 angst)  
(+1100 asshole)  
(+1003 bitch)  

Buziaki
Beige

26 komentarzy:

  1. Czytałam całą serię kilka lat temu, wtedy mi się podobała, ale dzięki waszym analizom przypomniałam sobie całość i dotarło do mnie, jakie to jest głupie i bezsensowne. Szkoda, że zbliżamy się do końca, bo naprawdę ubawiłam się nieraz przy waszych komentarzach, z wieloma się zgadzam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniec jest bliski :(
    I co ja będę teraz czytać, skoro Davis się opierdziela? :(
    Może jakieś porządne książki...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sorry! Literówka - powinno być Devis oczywiście ;)

      Usuń
    2. No opierdzielam się, ale żyję i w końcu wstanę. ;)

      Usuń
    3. taak, słyszymy to już od półtora miesiąca :( smutno

      Usuń
  3. Szkoda, że już koniec :(
    Swoją drogą - kiedy przypominam sobie ile lat ma Edward to wszystko staje się jeszcze głupsze...

    OdpowiedzUsuń
  4. One thing I didn't get nawet, kiedy... o mój Boże, wstyd się przyznać... lubiłam "Zmierzch" (to jest, jedna z wielu). Dlaczego niby przy zabijaniu Jamesa polało się sporo krwi, skoro z opisów z "Zaćmienia" wynika, że rozczłonkowywane wampiry pękały jak kamienie?
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    GRRRR, SERIOUSLY?! MEYER, WTF?!
    .
    .
    .
    .
    .
    Znaczy, hej, kumam, że to nie jedyna niekonsekwencja, ale naprawdę, wystarczyło tylko - o!, jakież to trudne - nie dopisywać zbędnego zdania do wypowiedzi Edwarda ("Musieli przejść do innego pomieszczenia... polało się sporo krwi."), które i tak miało tylko służyć dodaniu dramatyzmu. (BTW, w tym miejscu sprawdziłaby się Wasza urocza Drama Llama).
    Oh my gaaawd, po co tu się w ogóle wysilać? Żadne bulwersowanie się po fakcie nie zmieni ogromu niekonsekwencji i idiotyzmu na tych zmarnotrawionych kartkach papieru.
    Pozdrawiam i podziwiam cierpliwość :).

    ~ Shishu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edwardowi chodzi tu o krew Belki, która jest, jak wiemy, najsmaczniejszą w całej historii ludzkości. Biorąc pod uwagę, że już w następnym tomie Jasper dostaje kociokwiku po wyniuchaniu zaledwie jednej kropelki na dywanie, należy pogratulować braciom Cullen-Hale przytomności umysłu, nieczęstej wszak w ich rodzinie.

      Maryboo

      Usuń
  5. Pierwszy raz widzę, by ktoś przedkładał troskę o własną cerę (zmarszczki, mujeju) nad bliskich.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szukacie dziury w całym a krytyka jak w "krytyce ostatniej części" jest nieuzasadniona, spodziewałam się czegoś lepszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podaj przykłady tego nieuzasadnienia i szukania dziury w całym.

      Usuń
    2. Nie może - musiał(a)by podać argumenty :)

      Usuń
    3. Podobny komentarz pojawił się przy analizie ostatniej części ;P

      Usuń
  7. Mam nadzieje ze tylko straszyce i nie skonczycie zmierzchowych analiz bo noe przezyje bez nich. Jest jeszcze Drugie zycie Bree Tanner. A potem moze... Intruz? Kocham was, nie odchodzcie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Analiza świetna jak zawsze :)
    Czytam was od dawna ale jeszcze sięnie wypowiadałam. Zmierzch jest najnudniejszą książką z całej serii. Głupotą i słodkopierdzeniem najbardziej poraża Brejking Dałn, ale przynajmniej jest się z czego naśmiewać. W tej książce są tylko pseudoromantyczne dialogi i budowanie napięcia na poziomie opowiadań mojej 10-letniej kuzynki. Podziwiam was za chęci i za to, że nawet z tego badziewia umiecie zrobić coś co zainteresuje czytelników.
    Gdyby cała ta historia trafiła w ręce pisarza nawet z minimum zdolności (i edytora który w robocie zajmuje sie czymś więcej niż rozwiązywaniem krzyżówek!) mogłaby z tego powstać na prawdę interesująca książka, ale Smayer dała plamę na całej lini. Sam motyw miłość vs chęć zabicia, który miał niby być główną osią sagi, został pogrzebany żywcem przez Stefe już w połowie pierwszej książki. Bohaterowie mają potencjał i można by z ich wątki rozwinąć, gdyby nie to że ałtorka nie rozumie że można mieć więcej niż dwie cechy osobości (oprócz Belki - ona w ogóle nie ma osobowości chyba że pustakowatość się liczy).
    Edward - niezrównoważpny stalker i buc :)
    Jacob - we wszystkim gorszy od Edołorda i wierny niewolnik
    Alice - sweet 16
    Carlise - kryptosadysta
    Esme - Miś-Tuliś
    Rosalie - wredna i próżna ( chociaż w książce nie było to ani razu pokazane)
    Jasper - emo i chodzący Nervosol
    Emmet - gimbus
    Charlie - debil, który nie wie czym różnią się musli od proszku do prania
    Renee - gadatliwa idiotka
    Reszta universum tak samo. Wszystkie myślące i sympatyczne osoby są na starcie uznawane za samo zUo (Jessica, Billy, Mike, Leah). Najbardziej obiecujący wg mnie wątek tj. Volturi zamienił siè w chyba najgorszy i jest w książce tylko po to żeby Marysójka miała okazje popisać się swoją zajebistością. -,-

    Mam nadzieje że nie skończycie analizować Trosklisiowa, bo nie wiem co bez was zrobię :) może poznęcać się jeszcze nad Drugim Życiem Jakiejś Dziewczyny albo słyszał że jest jakaś książka Zmierzch i filozofia (kwik!) albo coś co się nazywa przewodnik po Forks. Zawsze możecie ponaśmiewać sie jeszcze z wywiadów i outtejkó

    Dorik

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem Waszą czytelniczką od dawna, pierwszy raz trafiłam na Wasze analizy jeszcze kiedy miałyście na warsztacie "Zaćmienie". Wtedy były one na forum, więc nie miałam jak komentować, a dopiero jakieś dwa miesiące temu przypadkiem trafiłam na "Przed Zachodem Słońca", co było wielką i bardzo miłą niespodzianką. W każdym razie niedawno wreszcie skończyłam nadrabiać zaległości, a że analizy zbliżają się do końca, wypadałoby wreszcie skomentować i podziękować, że dzięki Wam zrozumiałam, jakie to jest, za przeproszeniem, gówno.
    Kiedyś - cóż, trochę wstyd się przyznać, ale kto kiedyś nie lubił jakiegoś koszmarku? - miałam na tfu!rczość pani Meyer fazę, przez dwa miesiące czytałam w kółko dwie pierwsze części i fantazjowałam o sparklepirach oraz pedowolfach - co prawda nie o Edziu. Potem odkryłam Pottera i gdy wreszcie dostałam w swoje łapki "Przed świtem", czytanie tego tFForu przebiegało w rytmie regularnego rzucania książką o podłogę z irytacji i podnoszenia z nadzieją, że może jednak coś się zacznie dziać. Ale nawet wtedy, nawet po przeczytaniu analizy na PLUSie, cały czas uważałam, że seria to ot, takie sobie czytadełko, pierwsza część nawet niezła. Dopiero przy Waszych analizach złapałam się za głowę i zastanowiłam, jak kiedykolwiek niektóre opisane przez Meyer sytuacje mogły mi się wydawać naturalne i jakim cudem widziałam w Edziu owszem, tyrana, ale znajdowałam dla niego usprawiedliwienie... Czytając niektóre Wasze komentarze, w których pytałyście, co twihardom się w nim podoba, aż pożałowałam, że nie pamiętam, jakie też te usprawiedliwienia były, bo by się przydały ;).
    W każdym razie - dziękuję Wam serdecznie za tyle rozrywki, do której pewnie będę wracać, czekam na Epilog i mam nadzieję, że jednak na nim się nie skończy i weźmiecie na warsztat na ten przykład "Drugie życie Bree Tanner". Chociaż w sumie i tak przy czytaniu samej tej książeczki, bez komentarzy, nieźle się uśmiałam z jej głupoty.

    Pozdrawiam,
    Gwath.

    OdpowiedzUsuń
  10. A może byście zabrały się za analizę ''opek'' Zmierzchowych? :D To byłby dopiero ubaw. Albo rozebrać na części pierwsze wycięte fragmenty z ''sagi''. Ciekawa jestem, co byście o nich powiedziały. Tak, są takie. Bucera Edwarda w rozmowie z Rosalie, kiedy ta mówi mu, że jego luba kopnęła w kalendarz i inne takie. Można je znaleźć przetłumaczone w necie... Prooszę. Nie zostawiajcie nas bez analiz Zmierzchu. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo lepiej Midnight Sun samozachwyt Edłorda i płytkość jego rodzinki przeraża

      Usuń
  11. Cudne i straszne jednocześnie. Zazdroszczę wam tego, że jesteście w stanie usiąść do tego, mimo że nudne to jak cholera!

    Tom <3 jaki on słodki na tym gifie.

    Nie chce końca :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Proszę, proszę, proszę, jak skończycie ze ,,Zmierzchem'' zanalizujcie Midnight Sun! Nie wytrzymam bez Waszych analiz!

    OdpowiedzUsuń
  13. http://thatguywiththeglasses.com/videolinks/team-nchick/specials/38793-the-host

    Please, please, don't leave me!

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie opuszczajcie nas. Proooszę *robi oczy a'la kot że Shreka* Bo teraz będzie nowa szkoła itd. Moje poniedziałki będą was bardzo potrzebować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki, że tak wam nabijam komentarze, ale mam pytanie do naszych drogich analizatorek. Która postać z sagi najbardziej was zdenerwowała/najbardziej jej nienawidzicie?

      Usuń
    2. Z tego co mi wiadomo - Carlise.

      Usuń