poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział XVI: Carlisle

Przepraszam za poślizg, ale niestety w niedzielę padł mi Internet, więc pomimo napisanej już wcześniej analizy, nie mogłam jej wstawić. To się nazywa pech. Ale nic, już wszystko gra, zapraszam na następny jakże frapujący chapter.

Historii Carlisle’a część dalsza. Nasi trulawerzy udają się do gabinetu doktorka. Edzik chce, aby jego przyszywany ojciec opowiedział Belce o sobie i swoich przekonaniach. Jednakże doktorek wykręca się jakąś słabą historyjką o zastępstwie w szpitalu i zwala wszystko na McSparkle’a.

Eduardo podejmuje opowieść Carlisle’a, pokazując Belce jednocześnie kolekcję obrazów, która wisi w gabinecie głowy rodziny. Okazuje się, że Carlisle od razu zrozumiał, czym się stał i chciał popełnić samobójstwo, jak przystało na porządnego chrześcijanina. Niestety w przypadku sparklepirów nie jest to wcale taka prosta sprawa.


- Rzucał się z wielkich wysokości, próbował się utopić - wymienił Edward beznamiętnym tonem - ale był za silny, a od przemiany upłynęło za mało czasu. To niesamowite, że miał dość samokontroli, by nie zacząć polować. Na samym początku pragnienie przesłania wszystko. Czuł do siebie jednak tak wielkie obrzydzenie, że wolał umrzeć z głodu, niż zniżyć się do mordu. To ten wstręt właśnie pomagał mu się powstrzymać.
- Czy możecie zagłodzić się na śmierć? - spytałam słabym w głosem.
- Nie. Istnieje bardzo niewiele sposobów, w jaki można nas zabić.

I dlatego mejerpiry są nudne jak cholera, a ich niechęć do zapanowania na światem dość dziwna. (+100 nuda) (+500 głupota) Skoro są praktycznie niezniszczalni, to co ich powstrzymuje przed stworzeniem ogromnej armii, powybijaniem swych naturalnych wrogów (wilkołaki i zmiennokształtni, patrząc z perspektywy całej serii) i hodowaniu ludzi dla krwi jak maszyny w Matriksie robiły to, by uzyskać energię. Tworzenie niezniszczalnych bohaterów rodzi takie właśnie pytania. Cullenowie mają jeszcze może pół miligrama moralności, ale co powstrzymuje Latający Cyrk Włoskich Wąpierzy? Nie musieliby siedzieć na dupie w Volterze, żeby zachować pozory i nie zasparklić ludzi na śmierć. Bessęsu.

Wracając do doktorka, kiedy był już ostro wygłodzony, napatoczyło mu się stado jeleni. I tak dzięki pobratymcom Bambiego narodziła się filozofia życia Carlisle’a, pt. „żryjmy zwierzątka”.

- Wiedząc, że ma przed sobą nieskończenie wiele lat życia, zaczął lepiej wykorzystywać dany mu czas. Zawsze był bystry, skory do nauki. Po nocach czytał, za dnia planował, co dalej. Przepłynął kanał La Manche i we Francji...
- Przepłynął kanał La Manche?
- Nie on jeden tego dokonał, Bello - Edward przypomniał mi cierpliwie.
- No tak. Po prostu w tym kontekście zabrzmiało tak jakoś nieprawdopodobnie. Mów dalej.
- Jesteśmy dobrymi pływakami, bo...
- We wszystkim jesteście dobrzy.

I jeszcze raz się powtórzę: dlatego jesteście potwornie nudni. (+100 nuda) Jedyne wady, jakie mają Culleny, Stefka zasadziła zupełnie nieświadomie, więc można przyjąć, że jej celem było stworzenie rodzinki chodzących ideałów. Czy jest coś bardziej nudnego?

Prychnął i dokończył:
- Bo tak właściwie nie musimy oddychać.
- Nie…
- Obiecałaś! - Śmiejąc się, przyłożył mi palec do ust. - Chcesz w końcu usłyszeć tę historię, czy nie?
- Nie możesz wyskakiwać co chwilę z czymś takim i spodziewać się, że będę siedzieć jak mysz pod miotłą - wymamrotałam zza przyłożonego palca.
Widząc, że ta metoda nie działa, przeniósł dłoń na moją szyję. Serce mi przyspieszyło, ale pieszczota nie zadziałała na tyle, żebym zapomniała o tym, co mnie nurtowało.
- Nie musicie oddychać? - żądałam wyjaśnień.
- Nie jest to niezbędne. To po prosu kwestia przyzwyczajenia. - Edward wzruszył ramionami.
- I jak długo tak możecie?
- Chyba bez końca. Nie wiem, nie próbowałem. Czuję się trochę nieswojo z nieczynnym węchem.
- Trochę nieswojo? - powtórzyłam oszołomiona.

Szok Belki wywołuje u Eda lekki angst. (+1 angst)

- Jestem przekonany, że w pewnym momencie powiem coś takiego lub będziesz świadkiem czegoś, co zupełnie wytrąci cię z równowagi i uciekniesz z krzykiem. - Uśmiechnął się smutno. - Niee będę cię wtedy zatrzymywał. Po prawdzie chciałbym, żeby do tego doszło, bo zależy mi na twoim bezpieczeństwie. Zależy, ale pragnę również być z tobą. Tych dwóch rzeczy nigdy nie da się pogodzić...
- Nie mam zamiaru uciekać.

Jasne, że Belka nie ma zamiaru uciekać. Edek powinien już dawno rozkiminić, że to jest zupełnie przegrana sprawa. Swanównie rozumu już nie przybędzie. McSparkle jest na tę niemotę skazany.

Nasz adonis kontynuuje jakże fascynującą historię życia Carlisle’a.

Edward nie zaczął mówić od razu - wpierw zerknął na kolejny z obrazów. Miał on nie tylko najbardziej ozdobną ramę ze wszystkich, ale wyróżniał się także najżywszą kolorystyką i rozmiarami był bowiem dwukrotnie szerszy od drzwi, koło których wisiał. Roiło się na nim od jaskrawych postaci w rozwianych szatach, krzątających się w kolumnadach bądź wyglądających z marmurowych balkonów. Część postaci unosiła się w powietrzu, wśród chmur. Nie umiała powiedzieć, czy to scena mitologiczna, czy biblijna.
- Carlisle popłynął do Francji, a później przemierzył całą Europę, odwiedzając uniwersytety. Nocami zgłębiał muzykologie przyrodoznawstwo, medycynę - i to właśnie ona okazała się jego powołaniem. Ratowanie ludzkiego życia stało się dla niego formą pokuty za bycie potworem. - Po minie Edwarda widać było, jak wielkim podziwem darzył Carlisle'a. - Nie jestem w stanie opisać, ile wysiłku włożył w to, by osiągnąć swój cel. Przez dwa stulecia w mękach pracował nad samokontrolą. Teraz jest zupełnie obojętny na zapach ludzkiej krwi i może wykonywać pracę, którą kocha, nie cierpiąc katuszy. Tam, w szpitalu, odnalazł wreszcie spokój...
 
Przez dłuższą chwilę Edward spoglądał w przestrzeń niewidzącym wzrokiem, aż nagle ocknął się i postukał palcem ramę największego z obrazów.
- Kiedy studiował we Włoszech, natrafił tam na pobratymców, różnili się oni jednak znacznie od włóczęgów z londyńskich kanałów. Byli wszechstronnie wykształceni i mieli doskonałe maniery.

I tu dochodzimy do momentu, w którym doktorek poznaje Włoskie Atomówki i ich świtę.

Wskazał na cztery postacie na najwyższym z balkonów, które w odróżnieniu od całej reszty zdawały się stać nieruchomo, lustrując ze spokojem panujący w dole chaos. Przyjrzawszy się im uważniej, zdałam sobie ze zdumieniem sprawę, że jedna z nich jeszcze nie tak dawno przebywała z nami w tym samym pokoju.
- To Solimena. Nowi znajomi Carlisle'a często byli dlań inspiracją. Nieraz przedstawiał ich jako bogów. - Edward prychnął.
- Aro, Marek i Kajusz, nocni mecenasi sztuki.
- Ciekawe, co się z nimi później stało - zastanowiłam się na głos niemal dotykając palcem płótna. Dwóch z mężczyzn miało kruczoczarne włosy, trzeci bielusieńkie.
- Nadal tam są. - Edward wzruszył ramionami. - - Nikt nie wie, ile to już tysiącleci. Carlisle towarzyszył im zaledwie przez kilkadziesiąt lat, podziwiał ich obycie, ich wyrafinowanie. Niestety uporczywie usiłowali go wyleczyć z awersji do, jak to określali „przyrodzonego źródła strawy”. Oni starali się przekonać jego on ich - bez skutku. W końcu Carlisle postanowił sprawdzić, jak żyje się w Nowym Świecie. Był bardzo samotny. Marzył, że znajdzie tam kogoś, kto będzie podzielał jego poglądy.

Czyli innymi słowy święty Carlisle Cullen spędził tych kilka dekad, spokojnie przyglądając się, jak Aruś i spółka mordują setki ludzi i mu nawet brewka nie pykła? Owszem, pewnie przy herbatce lub grze w bierki napomykał, że w sumie to nieładnie tak uprawiać masowe ludobójstwo, ale jednak siedział tam tyle czasu. Cóż, następny powód, żeby uważać Carlisle’a za megadupka, a jego filozofię za wybiórczą i niestałą. (+1000 asshole)

Doktorek w końcu ruszył rzyć do Ameryki i zaczął praktykować jako lekarz. Jednak nie chciał zbytnio bratać się z niesparklącym plebsem, żeby nikogo nie zeżreć, przez co był taaaki samotny. Czyli taplanie się we krwi pacjentów spoko, ale nie zaprzyjaźni się z sąsiadem, bo to niebezpieczne. Ta logika mnie poraża. (+300 głupota)

- Kiedy wybuchła epidemia hiszpanki, pracował na nocną zmianę w szpitalu w Chicago. Przez wiele lat dojrzewał w nim pewien pomysł - teraz był wreszcie gotowy wcielić go w życie. Skoro nie udało mu się znaleźć kompana, trudno, sam go dla siebie stworzy. Długo się wahał. Nie miał pewności, jak taki zabieg przeprowadzić, a i nie dopuszczał do siebie myśli, że miałby komuś odebrać dawne życie, tak jak odebrano jemu. I wtedy trafił na mnie. Nie było dla mnie nadziei, leżałem już na oddziale dla umierających. Carlisle opiekował się wcześniej moimi rodzicami, wiedział więc, że zostałem sam na świecie. Postanowił spróbować...

A nie mówiłam, że facet jest jakimś skończonym psycholem? Zrobię z kogoś potwora, bo jestem samotny, kij z tym, czego ta osoba sobie życzy. Takiego samego potwora, dodajmy, którym sam Cullen Senior nie chciał być i nie mógł się z tym długo pogodzić. Borsko.

I tak Carlisle przerobił Eda. Od tamtego czasy byli prawie nierozłączni. Ale, jak wiemy, prawie robi wielką różnicę.

- Cóż, jak każdy młody człowiek nieco się buntowałem. Nie byłem przekonany do abstynencji, byłem zły na Carlislea, że mnie ogranicza. Jakieś dziesięć lat po moich narodzinach, przemianie czy jak by to nazwać, spędziłem trochę czasu, wędrując samotnie.
- Naprawdę? - Zaintrygował mnie tym raczej, niż przestraszył, a poniekąd powinnam była się przestraszyć.
Edward wyczul w moim glosie zainteresowanie.
- To cię nie przeraża?
- Nie.
- Dlaczego?
- Czy ja wiem... Wydaje mi się, że była to całkiem sensowna decyzja.

Ile jeszcze razy Stefka udowodni nam, że Swanówna ma siano zamiast mózgu? (+3 głupota) Ano, już za chwilę.

- Starczyło kilka lat, żebym przekonał się do jego sposobu postępowania i wrócił. Doszedłem do wniosku, że uniknę w ten sposób... ech... depresji... depresji, która bierze się z wyrzutów sumienia. Z początku nic miałem takich problemów. Znając ludzkie myśli umiałem wybierać na swoje ofiary wyłącznie zwyrodnialców. Skoro mogłem w ciemnym zaułku zajść drogę niedoszłemu mordercy, który śledził właśnie jakąś dziewczynę, skoro ratowałem jej życie, nie byłem chyba taki zły.

Czy nasza hirołina ma z tym jakikolwiek problem?

Zaułek, noc, wystraszona dziewczyna i złowrogi cień podążającego za nią krok w krok mężczyzny. I Edward. Edward na polowaniu, straszny, - zarazem porażający urodą niczym młody bóg.

Priorytety, bitch, priorytety! (+100 głupota)

Edka dopadły wreszcie wyrzuty sumienia, więc wrócił na łono doktorka.

McSparkle zaprowadza lubą do swojego pokoju.

Jedną ścianę pomieszczenia, podobnie jak na parterze, zajmowało ogromne, wychodzące na południe okno. Podejrzewałam, że cała elewacja ogrodowa jest ze szkła. Rzeka Sol Duc wiła się przez dziewiczą puszczę aż po pasmo gór Olympic, które okazały się być bliżej, niż przypuszczałam.
Druga ścianę, te po prawej, zajmowały półki z płytami CD. Było tu ich więcej, niż w przeciętnym sklepie muzycznym. W rogu stała ekskluzywnie wyglądająca wieża stereo, jedna z tych, których bałam się choćby tknąć, przekonana, że zaraz coś uszkodzę. Nie było łóżka, tylko szeroka, wygodna kanapa obita czarną skórą. Podłogę pokrywała gruba, złocista wykładzina, a na ścianach udrapowano zwoje ciemniejszej o ton tkaniny.

I ten tysiąc pińćset trzy dziewińćset płyt i ani jednej z lat 60-70tych? No way. Nie kupuję tego.

Edek dalej dziwi się, że Belka nie ucieka w te pędy po tym, jak jej wszystko wyjawił.

- Myślałem, że poczuję ulgę. Wiesz już wszystko, nie musze nic przed tobą ukrywać. Ale to coś o wiele, wiele więcej. I podoba mi się. Jestem taki... szczęśliwy. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się niepewnie.
- Cieszę się. - I ja się uśmiechnęłam. Martwiłam się, że będzie żałował swojej szczerości. Dobrze było wiedzieć, że tak nie jest.
Tymczasem Edward nagle spochmurniał.
- Wciąż się spodziewasz, że lada chwila rzucę się do ucieczki?
Kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze. Pokiwał głową.
- Przykro mi, że sprowadzam cię z chmur na ziemię, ale wcale nie jesteś taki straszny, jak ci się wydaje. Ja to już w ogóle się ciebie nie boję. - Rzecz jasna, kłamałam jak z nut.

I po co to wszytko? Już wyraźnie zakomunikowano nam kilka razy, że Belcia nigdzie się nie wybiera, więc po kiego grzyba ciągnąć to dalej? (+1 zbędność)

- Jeszcze pożałujesz, że to powiedziałaś - rzucił.
Wpierw wydał z siebie niski, gardłowy warkot, odsłaniając rząd idealnych prostych zębów, a następnie zamarł napięty w pół przysiadzie, niczym wielkie lwisko gotowe do skoku.
Zrobiłam kilka kroków do tylu, nie odrywając od niego wzroku.
- Chyba żartujesz...

Nawet mi nie rób nadziei, Edek, wiem, że jej nie zeżresz, ile bym cie nie prosiła.

Nawet nie zauważyłam, kiedy na mnie skoczył - wszystko działo się zbyt szybko. Poczułam tylko, że coś podrywa mnie do góry, a potem padliśmy z impetem na sofę, uderzając nią z hukiem o ścianę. Edward trzymał mnie przy tym w żelaznym uścisku, zamortyzował siłę wyrzutu. Mimo tej ochrony oddychałam teraz szybciej, zapewne od nadmiaru adrenaliny, próbowałam usiąść prosto, ale mój kompan miał inne plany - ułożoną w pozycji płodowej przytulił mnie mocno do piersi. Równie dobrze mogłabym próbować zerwać żelazne łańcuchy. Obleciał mnie strach, ale gdy zerknęłam na twarz Edwarda, znikły wszelkie moje obawy. Kontrolował się znakomicie, szczęki miał rozluźnione, a oczy błyszczały mu wyłącznie z podekscytowania. - Coś mówiłaś? - zamruczał z ironią w głosie. 
- Tylko to, że jesteś bardzo, bardzo strasznym potworem. - Wciąż ciężko dyszałam, więc moja żartobliwa odpowiedź nie zabrzmiała zbyt przekonująco.
- Tak lepiej.
- Czy mogę już usiąść normalnie? - spytałam, niezdarnie wyrywając się mu z objęć.
Tylko się zaśmiał.

I tym spektaklem Glitterman udowodnił nam co właściwie? Ano nic. No to (+3 zbędność).

- Można? - miły głos zapytał zza otwartych drzwi. Ponowiłam próbę wyswobodzenia się, ale Edward ani myślał mnie puścić - usadził mnie jedynie na swoich kolanach nieco bardziej przyzwoicie. Na progu stała Alice, a za nią Jasper. Spiekłam raka, Edward jednak nic okazał zmieszania.
- Zapraszam. - Nadal trząsł się ze śmiechu.

(+5 asshole)

- Tak łupnęło - oświadczyła Alice - że myśleliśmy już, iż kosztujesz Belli na lunch, i przyszliśmy zobaczyć, czy i nam coś nie skapnie.

Szkoda, oj, jaka szkoda. Oczywiście to tylko żarty, jakżeby inaczej. Ala i Jazz przyszli , żeby zaproponować Sparklemasterowi i Belce mecz w baseballa, bo zbliża się burza, a to jest najlepszy dla mejerpirów czas na sport i gry wszelakie. Edek się zgadza. Swanówna ma jechać w charakterze cheerleaderki. Bo sparklące wampiry nie były widocznie wystarczająco idiotyczne, dlatego teraz mamy sparklące wampiry grające w baseball. Cudnie.

Tak kończy się ten krótki i niemożebnie nudny rozdział. (+500 nuda) W następnym chapterze Stefci przypomni się, że w jej książce nie ma właściwie żadnego konfliktu ani fabuły, więc wprowadzi rzutem na taśmę wyjęty z rzyci gram akcji. Stay tuned.

(+700 nuda)
(+903 głupota)
(+4 zbędność)
(+1005 asshole
)
(+1 angst)

Trzymajcie się

Beige  

22 komentarze:

  1. - Jeszcze pożałujesz, że to powiedziałaś - rzucił.
    Wpierw wydał z siebie niski, gardłowy warkot, odsłaniając rząd idealnych prostych zębów, a następnie zamarł napięty w pół przysiadzie, niczym wielkie lwisko gotowe do skoku.
    Zrobiłam kilka kroków do tylu, nie odrywając od niego wzroku.
    - Chyba żartujesz...

    Uniosłam lekko brwi kiedy skoczył do przodu. Wysunęłam instynktownie kolano i chcąc nie chcą nadział się na nie swoimi diamentowymi jajami.

    Przepraszam, nie mogłam XD Czy nie byłoby tak ciekawiej XD?
    Internety są złe kiedy nie działają. Ale taka rozrywka na początek (ekhm, mam Piastonalia, to dlatego 12:30 jest początkiem dnia) poniedziałku poprawia od razu humor. Tak więc czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobraź sobie, że dostajesz w kolano marmurowym kamulcem, którym zapewne są jądra marmurowego Adonisa. Ałć.

      Jak on jej zamortyzował ten upadek, jak taki marmurowy jest? To ja bym wolała rąbnąć w sofę niż w grecki posąg.

      Usuń
    2. Zapomniałam, że jaja też ma marmurowe ^^"

      Usuń
    3. O fakenszit, marmurowe jaja... Chyba nawet nie spróbuję sobie tego wyobrażać. Ja... nie mam słów. Ilość niekonsekwencji, jakie widnieją w tej książce, jest po prostu niewyobrażalna. Jakim cudem toto w ogóle ujrzało światło dzienne?

      Devis, Piastonalia ;)? O popatrz, a ja jak raz pomieszkuję w Piaście ;P. Ale niestety się nie wybieram, bo wciąż przeżywam Czyżynalia (co prawda, UJ dostał trochę po... ekhem, rzyci, ale co tam). Pozdrawiam i życzę dobrej zabawy ;)).

      ~ Shishu

      Usuń
    4. Ano Piastonalia :D Ja chyba też sobie daruję tym razem, bo jestem w ciężkiej DE z rzeczami na uczelnie XD

      Usuń
    5. I po tych marmurowych jajach przypomniała mi się "scena łóżkowa" z "Przed świtem". Chyba współczuję Belce.

      Usuń
    6. Ależ ona przecież tym marmurowym ciałem była zachwycona! Nie ma to jak marmurowe jaja przecież. Nie zapominajmy też o temperaturze ciała Adonisa. Nie ma to jak kochać się z górą lodową! :D

      sama bym chciała, serio ;)

      Usuń
    7. Może się Titanica naoglądała i teraz góry lodowe kojarzą jej się z romantyzmem...

      Usuń
    8. Ja bardzo przepraszam, że się z tym dzielę ale przez tę całą dyskusję TAM NA DOLE zaczynam odczuwać dyskomfort XD

      Usuń
  2. Ale gówno ;O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję Waszego pierwszego TroLLa :D

      Usuń
    2. Istnieje 15% szansy, że to o Tłajlajcie było.

      Usuń
  3. Logika Carlise'a: Nienawidziłem bycia wampirem i chciałem się zabić zaraz po przemianie - skażę na to samo jakiegoś Bogu ducha winnego nastolatka! (który być może również wolałby umrzeć na Hiszpance, tfu, hiszpankę, niż zostać wampirem...) Czyż nie miałoby więcej sensu znalezienie jakiegoś człowieka płci dowolnej, zdrowego na ciele i umyśle, i pokazania mu wszystkich zalet wampiryzmu? No ja bym się skusiła! Pamięć absolutna, szybkość, siła, a że błyszczę na słoneczku? Phi, nieduża cena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie, na przykład jakiegoś ateistę, któremu istnienie duszy i zaświatów i tak zwisa, natomiast bardzo długie życie jest kuszącą opcją. Ale nie, przecież wtedy Carlisle nie mógłby wyhodować swojego ideologicznego klona i znów byłby so alone. Nie było wyjścia, tylko skazywać innych na taki sam los, z jakim musi się mierzyć.
      Carlisle, umrzyj.

      Usuń
    2. To mnie w Carlislu wkurzyło, że on powinien sobie najlepiej zdawać sprawę z tego, że nie każdy chciałby być wampirem - skoro sam nie chciał! Ale nieee, trzeba przemieniać takich umierających, chorych, rannych, zbyt słabych, żeby zaprotestować...

      Usuń
    3. Też bym nie pogardziła. Szamnąć co jakiś czas degenerata bym mogła ( tu akurat zgadzam się z Edziem), a że dupa się błyszczy, cóż niektórzy płacą żeby nabłyszczyć swoją.

      Usuń
  4. Mam ochotę walić głową o ścianę,jak te idiotyzmy czytam..
    Analiza świetna.


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiadając na pytanie zawarte w komentarzach- "w jaki sposób toto ujrzało światło dzienne". W taki sam jak miliony idiotycznych harlequinów. Gdybym miała te 14 (a nie 30) lat w chwili gdy Zmierzch pojawił się na rynku, pewnie pierwsza stałabym po niego w księgarni. Zawiera wszystko czego dorastająca, niedoświadczona damsko-męsko dziewczynka potrzebuje: on jest boski, ona mdleje średnio trzy razy na stronę, on niesie ją zemdloną 20 kilometrów przez pustynię i mięsień mu nie drgnie, czego chcieć więcej. Gdybym z tej 14letniej dziewczynki, dla której takie zapatrywania są całkowicie naturalne, wyrosła na sfrustrowaną, niedouczoną kurę domową to nadal Zmierzch byłby wodą na mój młyn. Oto cała tajemnica. Zmierzch wozi się na dzieciach i nieszczęśliwych kobietach.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Zaułek, noc, wystraszona dziewczyna i złowrogi cień podążającego za nią krok w krok mężczyzny. I Edward. Edward na polowaniu, straszny, - zarazem porażający urodą niczym młody bóg."

    +100 za głupotę to mało. To powinno dostać osobną kategorię "zimna suka bez serca". Pasowałby też do niej fragment z początku książki, kiedy Belcia dowiaduje się, że odziedziczy auto po sparaliżowanym człowieku i marudzi, że model za stary.

    Melomanka

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym jakoś skomentować, ale autorki wystarczająco się napracowały. Pozostaje mi minuta ciszy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdumiewa mnie i przygnębia jeden fakt... Mając masę miejsca w pokoju pole do popisu Meyer umieściła w nim płyty. I przez to mam rozumieć że stuletni facet nie ma w pokoju żadnej książki?! I cały czas tylko zmienia płyty w swojej wieży?

    Ehh...

    OdpowiedzUsuń
  9. "Carlisle od razu zrozumiał, czym się stał i chciał popełnić samobójstwo, jak przystało na porządnego chrześcijanina"
    Wcale nie. Właśnie chrześcijanom nie wolno się zabijać - to grzech.

    - tey

    OdpowiedzUsuń