niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział XX: Zniecierpliwienie

Czyli uczucie, które ogarnia mnie za każdym razem, gdy otwieram tę książkę. Och Stefciu, skąd wiedziałaś? 

Belka budzi się w pokoju motelowym. Nasza hirołina stara się sobie przypomnieć, jak trafiła do tego miejsca. 

Spróbowałam sobie przypomnieć, jak się tu znalazłam, ale najpierw moja głowa ziała pustką, a potem przed oczami stawały tylko fragmenty układanki.
Pamiętałam, że auto, którym jechaliśmy, było czarne i lśniące, o szybach ciemniejszych niż w zwykłej limuzynie. Silnika tego cuda niemal wcale nie było słychać, choć pędziliśmy autostradą ponad dwa razy szybciej, niż to było dozwolone.
Pamiętałam też, że na tylnym siedzeniu obitym ciemną skórą siedziała ze mną Alice. Nawet nie wiem, kiedy moja głowa opadła na jej ramię. Dziewczyna najwyraźniej nie miała nic przeciwko takiej zażyłości, a dotyk jej chłodnej, przypominającej fakturą granit skóry przynosił mi nieco dziwaczne w swej naturze ukojenie. Łzy ciekły mi ciurkiem, przemoczyły cały przód koszulki mej pocieszycielki, aż w końcu moje czerwone, obrzęknięte oczy wyschły na dobre.

Nie ma to jak siedzieć oparta o kawał głazu. Mhm, nie ma wygodniejszej pozycji. A te łzy rzęsiste to rozumiem nie z angstu, a z ubolewania nad idiotyzmem tego całego planu?


Belka, Ala i Jazz docierają do Phoenix, gdzie kierują się w stronę lotniska. Więcej Belcia nie pamięta. Łabędziątko wygląda przez okno i rozpoznaje budynki lotniska, domyśla się więc, że jest w jakimś przylotniskowym motelu. Wow, thanks Sherlock. 

Do pokoju wchodzi Alice. Informuje Belkę, że drugim pokoju czeka na nią wyżerka. 


Ala i Jazz oglądają wiadomości. Belcia domyśla się, że coś jest jednak nie tak, bo wyglądają jak podesrani. Okazuje się, że doktorek jeszcze nie dzwonił, choć dawno powinien był to zrobić. 


- Dlaczego nie dzwoni? Co to oznacza? - Głos mi się łamał, choć starałam się nad nim zapanować.
- Po prostu nie mają nam nic do przekazania - odparła spokojnie, ale jej opanowanie wydało mi się sztuczne, przesadzone. Powietrze zrobiło się jakby gęstsze.
Nagle przy Alice znalazł się Jasper. Jeszcze nigdy nic stał tak blisko mnie.
- Nie masz się o co martwić, Bello. Nic ci tu nie grozi. - Jego pocieszycielski ton tylko rozbudził moje podejrzenia.
- Wiem, wiem.
- Więc czego się boisz? - spytał zdezorientowany. Wyczuwał mój lęk, ale nie wiedział, co go powoduje.
Słyszałeś, co powiedział Laurent. - Mówiłam bardzo cicho, pewna, że i tak mnie słyszy. - Stwierdził, że James pokona każdego. A jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli się przypadkiem rozdzielą?

Ahahahahahaha!!! Oh, wait…


- Jeśli coś któremuś z nich się stanie - Carlisle'owi, Emmettowi…Edwardowi...? - Zadrżałam. - A jeśli ta dzika kobieta zaatakuje Esme? - Mój głos robił się coraz cieńszy, zdradzając początek histerii. - Jak mogłabym żyć ze świadomością, że to wszystko przeze mnie? Żadne z was nie powinno ryzykować życia z mojego powodu.

Nie byłoby tego problemu, gdyby Culleny wzięły się razem i naskoczyły na kolesia całą swoją błyszczącą rodzinką. Ale w takim wypadku Belcia nie mogłaby odstawić epickiej drama lamy. (+10 angst) 


- Bello, przestań, proszę - przerwał mi Jasper. Mówił w wampirzym tempie, więc trudno go było zrozumieć. - Niepotrzebnie się zamartwiasz. Uwierz mi, żadnemu z nas nic nie grozi. Dużo ostatnio przeszłaś, nie zadręczaj się bez potrzeby. Posłuchaj mnie! - rozkazał, bo odwróciłam wzrok. - Nasza rodzina jest silna. To ciebie boimy się stracić.
- Po co sobie mną...
Tym razem to Alice weszła mi w słowo.
- Już niemal sto lat Edward nie może znaleźć dla siebie towarzyszki życia. - Dziewczyna dotknęła mojego policzka lodowatymi palcami. - Teraz pojawiłaś się ty. Tylko my, którzy znamy go od tylu lat, jesteśmy w stanie dostrzec, jak wielka zaszła w nim zmiana. Czy sądzisz, że któreś z nas byłoby zdolne spojrzeć mu w oczy, gdyby przez następne sto lat miał być pogrążony w żałobie?
Im dłużej wpatrywałam się w jej bladą twarz, tym mniejsze czułam wyrzuty sumienia. Spokój był dla mnie zbawienny, zdawałam sobie jednak sprawę, że może być on zasługą szachrajstw Jaspera.

(+5 Mary Sue) za tę przemowę o tym , jak to Belka jest one in a milion dla Eda, więc i dla całej jego rodziny i pewnie świata. I jeszcze jedna rzecz tak na marginesie, abstrahując od tej konkretnej sceny. Dar Jaspera jest straszny. Tzn. nie przerażający, ale raczej irytujący. Najprostszym sposobem, żebym wpadła w furię np. podczas jakiejś gorącej dyskusji jest tekst w stylu „Uspokój się”. Jazz co prawda tego nie mówi, ale zmusza cię do spokoju. To okropne nie móc się nawet porządnie wściec przy tym facecie. 


No nieważne, wróćmy do tekstu. Nasza trójka siedzi cały czas bezczynnie w pokoju, czekając na telefon od doktorka. Nuda, nuda, nuda. (+50 nuda) 


Po południu postanowiłam wrócić do sypialni, po to tylko, żeby choć przez chwilę czymś się zająć. Miałam nadzieję, że przebywając samotnie w ciemnościach, będę w stanie przywołać wszystkie ukryte na granicy świadomości lęki, przed którymi chroniły mnie do tej pory manipulatorskie talenty Jaspera.
Niestety z miejsca w moje ślady poszła Alice, jakby w tym samym momencie znudziło jej się siedzenie w drugim pokoju. Zaczęłam się zastanawiać, jak dokładnie brzmiały przekazane jej przez Edwarda instrukcje.

Tego się chyba wszyscy domyślamy. (+1 tyran) 


Ala stara się uspokoić Belkę, która znów panikuje, bo Jazz przestał jej prać mózg. Swanówna zmienia temat. Chce wiedzieć, jak się zostaje sparklącą bryłą granitu. 


- Edward nie chce, żebyś wiedziała, jak to się dzieje - oświadczyła stanowczym tonem, wyczułam jednak, że się z nim w tej kwestii nie zgadza.

(+10 tyran) Of course, nie jestem wcale zdziwiona. Ala w końcu daje za wygraną i zgadza się powiedzieć Belce, co i jak. 


- Natura wyposażyła nas, jako drapieżników, w cały arsenał, jest tego aż za dużo: siła, szybkość, wyczulone zmysły, nie wspominając o dodatkowych talentach, jak to się ma w przypadku Edwarda, Jaspera czy moim. Na dodatek, niczym mięsożerne kwiaty, przyciągamy nasze ofiary atrakcyjnym wyglądem.


I, że się powtórzę po raz setny, jesteście z tego względu niemożebnie beznadziejni jako bohaterowie.


Ale, ale, trzy tysiące pińćset zajebistych cech to nie wszystko. O tak, moi drodzy, na scenę wkracza cudny jadzik. 


- Posiadamy jeszcze jedną broń, poniekąd zupełnie zbędna. Dziewczyna odsłoniła połyskujące zęby. - To jad. Nie zabija jedynie unieruchamia, niespiesznie rozchodząc się po krwiobiegu. Ukąszona ofiara jest zbyt obolała, by uciec. Jak już wspominałam rzadko się to przydaje. Skoro podeszło się na tyle blisko, by ukąsić, ofiara nie ma szans na ucieczkę.


To po cholerę w ogóle taki overkill, Stefciu? Wszystkie te niesamowite umiejętności i do tego jeszcze paraliżujący jadzik. No tak, ale jakoś trzeba było wymyślić sposób zwampirzenia, a to było najprostsze. (+1 lenistwo)


- Przemiana trwa kilka dni, zależnie od tego, ile jadu i jak daleko od serca dostało się do krwiobiegu. Tak długo, jak serce bije, trucizna się rozprzestrzenia, zmieniając kolejne fragmenty ciała i wspomagając gojenie ran. Wreszcie, gdy przemiana dobiega końca, serce przestaje bić. Cały ten czas ofiara nie marzy o niczym prócz śmierci.
Wzdrygnęłam się.
- Cóż, to doświadczenie nie należy do przyjemnych.
- Edward wspominał, że bardzo trudno jest to komuś zrobić. Muszę przyznać, że nie do końca rozumiem, dlaczego.
- W pewnym sensie jesteśmy podobni do rekinów. Kiedy już posmakujemy krwi, ba, kiedy poczujemy sam jej zapach, niezmiernie trudno powstrzymać się nam od ugaszenia pragnienia. Czasami to wręcz niemożliwe. Rozumiesz, gdy się już kogoś ugryzie, wpada się w szał. Obu stronom jest trudno - jedna walczy ze sobą, druga cierpi katusze.


Ale, jak wiemy, problem niepohamowania wąpierza podczas gryzienia niczym jest w obliczu tru luff, o czym przekonamy się już niebawem. 



- Jak sądzisz, czemu nic nie pamiętasz?
- Nie wiem - odparła ze smutkiem. - Dla wszystkich, którym znam, to najlepiej zapamiętane wydarzenie z ich pierwszego życia. Ja z bycia człowiekiem nie pamiętam niczego.


Uuu, mystery. Jak się okaże w BD, wspomnienia ludzkie i tak się szybko zacierają, więc właściwie nie jest to takie szokujące, że nasza wyrocznia mody nic nie pamięta. W każdym razie to mógłby być interesujący wątek. I dlatego właśnie się niczego nie dowiemy. Jakie było życie Ali przed przemianą, kto ją zmienił i dlaczego, nic z tych rzeczy. Trzeba wszak ukazać przede wszystkim sparklący romans stulecia, prawda?


WTEM! Ala doznaje wizji. Do wampirzycy natychmiast dopada z drugiego pokoju Jasper. 


- Widzę długą salę. Drewniana podłoga, wszędzie lustra. Jest tam, czeka. Przez lustra... przez lustra biegnie złoty pasek.
- Gdzie jest ta sala?
- Nie wiem. Czegoś brakuje... Kolejna decyzja nie została jeszcze podjęta.
- Kiedy to się wydarzy?
- Wkrótce. Będzie tam dziś, może jutro. To zależy. Na coś czeka. Teraz jeszcze nie wie.
Jasper zachowywał spokój. Działał metodycznie, wypytując o najbardziej praktyczne wskazówki.
- Co robi teraz?
- Ogląda telewizję. Nie, ogląda coś na wideo. Gdzieś indziej. Ciemno tam.
- Rozpoznajesz to miejsce?
- Nie, jest za ciemno.
- A w tej sali z lustrami, co tam jeszcze jest?
- Tylko lustra i złoty pasek. Biegnie po wszystkich ścianach, jeszcze czarny stolik z wielką wieżą stereo i telewizor. On dotyka wideo, ale nie ogląda tak, jak w tym zaciemnionym pokoju. To sala, w której czeka. - Jej wyraz twarzy zmienił się, przeniosła wzrok na Jaspera.


Czyli Tofik zmienił strategię. Ktoś jest może zdziwiony? Na to wszystko dzwoni Carlisle. Rzeczywiście, nasz brzydki antagonista urwał się cullenowej pogoni i tyle go widzieli. Ala podaje komórkę Belce. To McSparkle chce porozmawiać ze swą lubą. Swanównie od razu mija cały angst i panika, gdy tylko słyszy anielski głos Fairy Prince’a. Ed potwierdza, że Tofik im spierdzielił, wsiadł do jakiegoś samolotu, ale dokąd nie wiadomo. Oczywiście. 


Edzio każe Belci siedzieć w ukryciu i nie martwić się, bo Charlie jest pod ochroną Esme i Rózi, podczas gdy reszta brokatowej rodzinki dybie na Tofika. 

Następnie mamy mdławą wymianę standardowych „I love you”, „I love you more”, „Zabrałaś ze sobą połowę mnie" i takie tam pierdoły. Bleh. (+1 kicz)


Edzio kończy rozmowę, angst powraca. Belcia odkłada telefon i odwraca się do Ali i Jazza. Wampirzyca rysuje właśnie pomieszczenie z wizji. Nasza hirołina od razu rozpoznaje wnętrze. 


- To studio taneczne - powiedziałam, nagle rozpoznając znajome kształty.
Rzucili mi zaskoczone spojrzenia.
- Znasz je? - Jasper był jak zwykle opanowany, ale w jego pytaniu wyczułam jakąś aluzję. Alice wróciła do szkicowania. Z tylu pomieszczenia dorysowała wyjście ewakuacyjne, a z przodu po prawej wieżę stereo i telewizor na niskim stoliku.
- Przypomina miejsce, do którego chodziłam na lekcje tańca. Miałam wtedy osiem czy dziewięć lat. Tamto miało taki sam kształt. - Dotknęłam palcem kwadratowej wnęki. - Tam były toalety, wchodziło się przez inną salę. Ale wieża stała po lewej stronie i nie była taka nowoczesna. No i nie mieli telewizora. W poczekalni było takie duże okno wychodzące na tę salę - właśnie tak by to wyglądało, gdyby przez nie zajrzeć do środka.
Opiekunowie przyglądali mi się podejrzliwie.
- Jesteś pewna, że to to samo miejsce? - spytał Jasper spokojnie.
- Nie, nie na sto procent. Chyba wszystkie takie sale są do siebie podobne - lustra, poręcz, no wiecie. Po prostu ta wnęka wygląda znajomo. - Wskazałam na drzwi z tyłu sali, które znajdowały się dokładnie w tym samym miejscu, co w mojej szkole tańca.
- Czy teraz masz jakiś powód, żeby tam bywać? - odezwała się Alice.
- Nie, skąd. Nie zaglądałam tam od prawie dziesięciu lat. Byłam beznadziejna, na pokazach zawsze stawiali mnie w tylnym rzędzie - wyznałam.


Belka wreszcie przypomina sobie, że ma, jakby nie patrzeć, również matkę i zaczyna się o nią martwić. No, rychło w czas. Swanówna zdaje sobie sprawę z tego, że dla Tofika nie byłoby absolutnie żadnym problemem dowiedzieć się, gdzie przebywa jej rodzicielka. Brawo, refleks szachisty po Relanium. W związku z tym Łabędziątko wpada na genialny pomysł, żeby zadzwonić do Renee i ją ostrzec. 



- To zadzwonię do mamy.
- Na Florydzie nic jej nie grozi.
- Tam nie, ale zamierza wkrótce wrócić do Arizony. Lepiej, żeby nie była w domu, kiedy... kiedy... - Głos mi się załamał. Myślałam intensywnie o tym, co powiedział Edward - partnerka tropiciela przeszukała dom Charliego i szkolę w Forks, gdzie trzymano moje akta.
- Znasz jej numer na Florydzie?
- Nie, nie ma stałego, ale w domu jest sekretarka automatyczna, którą można obsługiwać przez telefon. Mama teoretycznie odsłuchuje regularnie nagrane na niej wiadomości.
- Co o tym myślisz, Jasper?
Zastanowił się.
- Cóż, chyba nic złego się nie stanie. Nie mów tylko, gdzie jesteś, ale o tym, mam nadzieję, nie trzeba ci przypominać.
Szybko wyciągnęłam rękę po aparat i wystukałam tak dobrze sobie znany numer. Automat włączył się po czterech sygnałach. Charakterystycznym dla siebie, energicznym głosem mama poprosiła o pozostawienie nagrania.
- Mamo, to ja. Słuchaj, musisz coś dla mnie zrobić. To ważne. Zadzwoń do mnie, gdy tylko odsłuchasz tę wiadomość. Podaje numer. - Alice napisała go dla mnie szybko pod szkicem. Powtórzyłam ciąg cyfr dwukrotnie. - Proszę, nie wychodź nigdzie, za¬nim się ze mną nie skontaktujesz. Nie przejmuj się, nic mi nie jest muszę tylko z tobą pilnie porozmawiać. Możesz dzwonić choćby w środku nocy. Kocham cię, mamusiu. Pa. - Zamknęłam oczy, modląc się z całej siły o to, by za sprawą jakiegoś nieprzewidzianego splotu wypadków mama nie wróciła do domu przed odsłuchaniem mojej wiadomości.



Ehm, przed chwilą dzwonił doktorek, żeby poinformować, że Tofik zwiał gdzieś SAMOLOTEM, a Ala widziała w swej wizji salę baletową, łudząco podobną do tej, do której prowadzała córkę Renee. I nic nikomu nie świta? Ale gdzie tam, zadzwońmy na sekretarkę matki, która nie wiadomo kiedy ją odsłucha, nie starajmy się jakoś inaczej do niej dotrzeć, byle szybko. Aha, i przy okazji podajmy nasz numer telefonu. Super. (+50 głupota)

Nie dość, że cała ta sytuacja jest pierwszą pochodną idiotyzmu pierwotnego planu, ale nasi bohaterowie jeszcze dokładają do niej więcej niezbyt inteligentnych decyzji. 

No nic, Belka postanawia się czymś zająć, żeby nie zwariować. 


Doszłam do wniosku, że nieśmiertelność daje nieskończone zapasy cierpliwości. Ani Jasper, ani Alice nie zdawali się odczuwać potrzeby robienia czegokolwiek. Alice przez pewien czas szkicowała zarys drugiego pomieszczenia ze swojej wizji, wszystko to, co zdołała dostrzec w bladym świetle włączonego telewizora, a gdy skończyła, wzorem Jaspera wbiła po prostu wzrok w ścianę.

Cóż, nieśmiertelność wydaje się być wspaniałą perspektywą w wykonaniu sparklących wąpierzy. Belka wreszcie zasypia, koniec rozdziału. 

Na Wielkiego Cthulhu, trzeba przyznać, że Stefa wspina się na nowe wyżyny pisania scen-zapychaczy. W całym rozdziale właściwie nic się nie dzieje. Nasza trójka siedzi w pokoju motelowym i wygłasza lub otrzymuje tzw. ekspozycję. A i tak dostajemy tylko ze 2 istotne informacje na 15 stron tego mordercy drzew. To już są szczyty. Nie ma to jak takie potwornie nudne przestoje w samym środku „akcji”. I pomyśleć, że jeszcze ponad 60 stron tego usypiającego badziewia przed nami. Trzymajcie za nas kciuki, moi drodzy, żebyśmy to zdzierżyły, bo na żaden epicki finał nie ma co liczyć. (+500 nuda) Dziś to już koniec, nic więcej nie wymyślę, w tym rozdziale nie ma po prostu materiału, na którym można pracować.

Za tydzień dowiemy się, jak wspaniale i w prosty sposób cały ten straszliwie durny plan Cullenów może się rypnąć. 


(+550 nuda)

(+11 tyran)

(+50 głupota)

(+1 lenistwo)

(+5 Mary Sue)

(+10 angst)

(+1 kicz)


Buziaki

Beige

22 komentarze:

  1. Gapienie się w ścianę jest takie...
    Ja pierdzielę, co za debile.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Bo czytanie książki nie oddawało by tego napięcia, wyczekiwania i troski o najbliższych! Gapienie się w ścianę to oznaka niepokoju i strachu! Jesteś za płytka na to!"
      Taką odpowiedź dostałam gdy zapytałam się czemu Cullenowie czegoś nie poczytali...

      Usuń
  2. Fakt, tytuł rozdziału dobrany z zabójczą skutecznością.
    Dar Jaspera irytujący? Obiektywnie - ja też nie chciałabym kogoś takiego w pobliżu. W "Zmierzchu"? Nie wiem, nie czytałam, ale wyobrażam sobie jakie wrażenie może zrobić dobrze napisany empata. Zwłaszcza, gdyby ktoś obsadził takowego w roli villaina... wtedy "straszny" byłoby właściwym określeniem... Dobra, rozmarzyłam się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "dobrze napisany" jest kluczowym wyrażeniem ;D - tego w Tłajszicie brakuje i Jasper przypomina sobie o swoim darze od czasu do czasu. Zwykle tylko siedzi i zastanawia się, jak wszamać Belcię albo kogokolwiek innego..

      Adria

      Usuń
    2. No i dlaczego mu w tym przeszkadzają? ;)
      Swoją drogą, czytam te analizy i stwierdzam, że historia ma potencjał na coś naprawdę piorącego mózg (w pozytywnym sensie). Gdyby tylko inaczej ją napisano... Dobra, znowu się rozmarzyłam.

      Usuń
  3. No niestety, nawet nie ma się z czego pośmiać. Kilkanaście stron opisu przeżuwania mortadeli byłoby równie pasjonujące.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi osobiście przydałby się czasem taki Jasper. Są momenty kiedy tylko spokój może mnie uratować, a mam ochotę urwać współrozmówcy łeb i zeżreć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bez przekonania:no,przynajmniej o matkę się martwi....
    Zabrałaś ze sobą połowę mnie - w zamrażarce?


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja i tak upierać się będę, że to najmniej-zła część "sagi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się, plan jest żałośnie głupi ale w porównaniu z cukierkowością i tęczową miłością reszty sagi "zmierzch" wcale nie jest aż tak tragiczny

      Usuń
  7. W tym rozdziale serio tylko tyle się dzieje czy coś wycięłyście? Słuchałam kiedyś piosenki o kanapce i muszę przyznać że była ciekawsza xd
    Co do zdolności Jaspera to musi być serio wkurzające mieszkać z kimś takim...
    Wg Stefy te wampiry miały być niby superinteligentne (oczywiście pomijając urodę - co jak wiadomo jest najważniejsze) a jak banda niedorozwiniętych kretynów

    OdpowiedzUsuń
  8. UWAGA! Wiecie, że podobno ma powstać 5. tom Sagi Zmierzch o tytule "O brzasku" (chyba na Waszą cześć, lol)? :D Trafiłam na info przypadkiem jak chciałam wejść na Wasz blog! Nie wiem czy to prawda, niby ma wyjść w listopadzie i "akcja" ma się kręcić wokół porwania Renesmee przez Volturi. I podobno Alice ma zostać zabita przez Aro, ale jakoś nie mogę uwierzyć, że Stefa by zabiła jedną z głównych bohaterek. Hmm, jak myślicie, prawda to czy nie? Wolałabym, żeby tego shitu nie było więcej, ale z drugiej strony gdyby dzięki temu było więcej Waszych analiz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabijanie głównych bohaterek to nie w stylu Meyer. Zwłaszcza, że Alice powinna zobaczyć w wizji, że ktoś zechce ją zabić i porwać Nabuchodonozora. No chyba, że Stefcia znów użyje magicznego przycisku ,,wyłącz moce bohaterów gdy nie są potrzebne".
      A po za tym - kto byłby tak głupi, żeby zamieścić taki spojler jeszcze przed wydaniem książki?!

      Usuń
    2. Nawet jeśli zginie to pod koniec książki magicznym sposobem ożyje i wszyscy razem odbiegną w stronę zachodzącego słońca :D

      Usuń
    3. Kiedyś też to widziałam. Informację nt tej książki można znaleźć tylko na polskich stronach (albo nie potrafię szukać po angielsku...), więc myślę (i mam nadzieję), że to jakiś troll.

      Usuń
    4. Za to na pewno powstało 12 rozdziałów czegoś zwanego "Midnight sun", czyli pierwszego tomu z perspektywy Eda.

      Usuń
    5. L.S., na pewno nie umiesz szukać po amerykańsku. Cytuję Kalevatar z Przyczajonej Logiki, Ukrytego Słownika (fragment dotyczy wyszukiwania przez Belcię wampirów w internecie):
      ,,Nie ma to jak te wspaniałe strony z amerykańskich książek/filmów. Wklepiesz w Gugla „człowiek, którego widziałam rano przy kołku w płocie” i wyskoczy ci strona „Ludzie i kołki w płotach z całego świata”."

      Usuń
  9. STARE ALE JARE. http://www.tvn24.pl/kultura-styl,8/to-jeszcze-nie-koniec-beda-kolejne-ksiazki-zmierzchu,286633.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIEEEEE!!! choć jeżeli zanalizują to Beige i Maryboo to nie mam nic przeciwko ;-)

      Usuń
  10. SORRY, MIAŁO BYĆ JAKO ODPOWIEDŹ, ALE NIE WYSZŁO.

    OdpowiedzUsuń