niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział XII: Balansowanie

O tak, ja też balansuję. Na granicy zdrowia psychicznego, jak czytam tę książkę. Czy można zwariować z nudy?

Belka i Charlie witają przybyłych Billy’ego i Dżejka. Swanówna natychmiast rzuca się do kuchni, Dżejkob podąża za nią i zabawia ją rozmową, gdy ta przerzuca grzanki na patelni. Podczas gdy panowie oglądają mecz, Belka strzyże uszami, oczekując, że Billy będzie chciał poruszyć z Charliem sprawę Cullenów, do których jest wrogo nastawiony. Temat jednak nie wypływa. Blackowie zbierają się i odjeżdżają. Wow, jaka ta scena była potrzebna. (+1 zbędność)

Następnego dnia Edek znów pojawia się pod rezydencją Swanów, by podwieźć Belkę, jak tylko Charlie zniknie z horyzontu.

Tym razem nie zawahałam się przed wsiadaniem, byle tylko jak najszybciej zobaczyć jego twarz. Na mój widok uśmiechnął się szelmowsko, co po raz kolejny zaparło mi dech w piersiach. Nie wierzyłam, że anioły mogą być piękniejsze. W Edwardzie już nic nie dałoby się udoskonalić.




Belka i Edek spędzają w szkole upojne i nudne dla czytelnika chwile. Jednak podczas ich drewnianej rozmowy dostajemy taki oto klejnocik.

- Powinienem był ci pozwolić przyjechać dziś do szkoły furgonetką - oznajmił Edward ni stąd, ni zowąd.
- Dlaczego?
- Po lunchu zabieram Alice i już nie wracam.
- Och. - Byłam zaskoczona i rozczarowana. - Nic nie szkodzi przejdę się, nie mam znowu tak daleko.
Zdenerwował się nieco, że mam o nim takie mniemanie. - Nie mam zamiaru zmuszać cię do spaceru. Podstawimy dla ciebie furgonetkę pod szkole.
- Nie mam przy sobie kluczyków - westchnęłam. - Naprawdę, przejdę się nie ma sprawy. - Żałowałam tylko, że mieliśmy się już nie zobaczyć. - Edward pokręcił głową.
- Furgonetka będzie stała pod szkołą z kluczykami w stacyjce. Chyba że się boisz, że ktoś ją ukradnie. - Zaśmiał się na tę myśl. - No dobra. - Wzruszyłam ramionami. Byłam niemal stuprocentowo pewna, że kluczyki są w kieszeni dżinsów, które miałam na sobie w środę, te zaś leżą w pralni pod stosem brudów. Nawet gdyby Edward włamał się do mojego domu, czy co tam planował, za nic nie byłby w stanie ich znaleźć.

Belka zupełnie spokojnie przyjmuje do wiadomości, że jej luby, którego zna bardzo krótko, ma zamiar włamać się do jej domu. Sweet. (+5 głupota)

Edek i Ala wybierają się na polowanie, żeby adonis był nażarty na sobotę i przez przypadek nie wszamał Bellissimy podczas ich wycieczki. Belka chce wiedzieć, czemu tylko Alice będzie towarzyszyć Edowi. Okazuje się, że reszta familii ma wątpliwości, czy aby edziowe prześladowanie Belci to dobry pomysł. I mają rację.

- Nie lubią mnie.
- Nie o to chodzi - zaoponował, ale przesadnie. - Nie pojmują, dlaczego nie potrafię zostawić cię w spokoju.
Uśmiechnęłam się krzywo.
- No to witam w klubie.
Edward pokręcił głową, wywracając oczy.
- Już ci tłumaczyłem, że nie potrafisz ocenić siebie obiektywnie. Tak bardzo się wyróżniasz - nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. Fascynujesz mnie.
Przyglądałam mu się z powątpiewaniem, pewna, że się naigrywa.
Zauważył to i uśmiechnął się.
- Dzięki moim zdolnościom - tu dotknął dyskretnie swojego czoła - znacznie lepiej niż inni znam się na ludzkiej naturze. Ludzie są przewidywalni. Ale ty... Nigdy nie robisz tego, czego oczekuję. Bez przerwy mnie zaskakujesz.

Nie kupuję tego. Belcia co najwyżej zaskakuje bezdenną głupotą i coraz większym bitchyzmem. I niczym więcej.

Spojrzałam gdzieś w bok i moje oczy znów zatrzymały się na pozostałych Cullenach. Wypowiedź Edwarda zawstydziła mnie, pozostałym nie dała satysfakcji. A więc stanowiłam tylko ciekawy obiekt badań? Chciało mi się śmiać z własnej naiwności. Byłam żałosna, spodziewając się czegoś więcej.
- To jeszcze łatwo wyjaśnić - ciągnął - ale reszta... reszta wymyka się opisowi. Sądzę...
Czułam, że patrzy na mnie, ale bałam się, że jeśli się odwrócę, zorientuje się, jak bardzo jestem rozgoryczona. Gdy mówił, nadal wpatrywałam się w jego rodzeństwo. Nagle spojrzała na mnie jego siostra Rosalie, ta oszałamiająca urodą blondynka. „Spojrzała” to za łagodne określenie, przeszywała mnie lodowatym wzrokiem. Nie byłam w stanie się poruszyć - jej ciemne oczy miały paraliżującą moc. Edward przerwał w pół słowa i wydał z siebie gniewny pomruk, niemal syk. Rosalie odwróciła głowę. Byłam wolna. Spojrzałam mu prosto w twarz, wiedząc, że muszę wyglądać na zdezorientowaną i wystraszoną. On sam wydawał się spięty.

No, we wspaniałe towarzystwo się pchasz, moja droga, nie ma co. (+1 głupota)

- Bardzo cię przepraszam za zachowanie siostry. Po prostu się martwi. Widzisz... nie tylko ja wpakuję się w niezłe tarapaty, jeśli się najpierw będę się z tobą wszędzie pokazywał, a potem... - puścił wzrok.
- Co potem?
- A potem coś ci się stanie.

To by był interesujący wątek do rozwinięcia, ale, jak dobrze wiemy, Edzio świetnie się przy Belce kontroluje, co pięknie nam udowodni pod koniec tej książki, gdy z naszej hirołiny krew będzie lała się hektolitrami. Czyli znowu BULLSHIT.

Oczywiście Belcia nie jest tym wszystkim ani trochę przestraszona, tylko żal jej, że biedny miś Edzio takie cierpi przy niej katusze. (+3 głupota)

Znikąd pojawia się Ala i zabiera Edzia na wyżerkę.

Intuicja podpowiadała, że nasze jutrzejsze spotkanie będzie przełomowe i że Edward także zdaje sobie z tego sprawę. Dłuższe lawirowanie wśród niedomówień nie miało racji bytu. Mogliśmy albo zostać parą, albo przestać się spotykać raz na zawsze, a decyzja należała wyłącznie do niego. Z mojej strony klamka zapadła już dawno, jeszcze zanim podjęłam świadomy wybór. By wcielić swój plan w życie, byłam gotowa na wszystko, wiedziałam, bowiem, że nic nigdy nie sprawi mi takiego bólu i nie przepełni taką rozpaczą jak rozstanie z Edwardem. Nie mogłam samej sobie wyobrazić czegoś takiego.

Czujecie tę wspaniałą równość i partnerstwo między tym dwojgiem? Aż serce rośnie, jak się widzi związek, w którym laska nie ma kompletnie wypranego mózgu i zero wolnej woli, nie rzuca wszystkiego w cholerę z powodu jakiegoś gnojka. Wyciera sarkazm z laptopa, zanim zaczną rozpuszczać się klawisze.

Swanówna wraca do domu swoja furgonetką, którą Ed rzeczywiście odstawił pod szkołę.

Na siedzeniu kierowcy leżała złożona kartka papieru, Usiadłam do kierownicą i odczytałam wiadomość. Były to trzy starannie wykaligrafowane słowa: Uważaj na siebie

I oto mamy jeden z popularniejszych cytatów na tłajlajtowych tatuażach.

Belka kłamie wszystkim wokół, z Charliem włącznie, że w sobotę zostaje w Widelcach, pójdzie tylko do biblioteki i na zakupy.

Łabędziątko bierze się do prac domowych, a jej myśli krążą wokół Edwarda.

Po obiedzie zajęłam się składaniem ubrań i suszeniem kolejnych ich porcji w suszarce.
Niestety, praca ta zajmowała wyłącznie ręce. Moje myśli mogły hasać wolno, a emocje sięgały zenitu i zaczynałam tracić nad nimi kontrolę. Z jednej strony niecierpliwie wyczekiwałam jutra, z drugiej mimo wszystko zaczynałam się bać.

Czas najwyższy.

Musiałam sobie przypominać, że podjęłam decyzję, i nie zamierzałam się wycofywać. Częściej niż to było potrzebne sięgałam po liścik Edwarda, aby po raz kolejny rozważać jego słowa. Nie chce, żeby stała mi się krzywda, powtarzałam sobie bez końca. Musiałam wyrobić w sobie głębokie przekonanie, że właśnie to pragnienie przeważy. Bo i cóż mi innego pozostawało?

No nie wiem, trzymać się od niego z daleka? Powiedzieć tacie – policjantowi, że jakiś creepster za tobą łazi?


Miałabym go ignorować? Byłoby to nie do zniesienia. Odkąd przeprowadziłam się do Forks, wokół Edwarda kręciło się cale moje życie.

To nie jest wcale smutne. A gdzie tam.

Z tego całego strachu Belka bierze mocny środek nasenny. Piękne i romantyczne, łykać ostre proszki przez jakiegoś faceta. (+3 głupota)

Rano Belka nadal jest roztrzęsiona. Rozdygotanie mija, rzecz jasna, dopiero po przybyciu Edwarda. Normalnie facet – remedium.

- Dzień dobry - przywitał się chichocząc.
- Co jest - Zerknęłam w dół, żeby sprawdzić, czy czasem nie zapomniałam włożyć czegoś istotnego, takiego jak buty czy spodnie.
- Jesteśmy identycznie ubrani - wyjaśnił z uśmiechem. Rzeczywiście dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie błękitne dżinsy i jasnobrązowy sweter, spod którego wystawał biały kołnierzyk koszuli.

Ahahahaha, so romantic… HEADDESK.

Belka swoim zwyczajem natychmiast zauważa, że Ed w tym zestawie wygląda cudnie, ona zaś nie. Takie ciągłe wspominanie przepaści między trulawerami nie jest wcale dobrym pomysłem. Stefka chce koniecznie pokazać, że Edzik jest niesamowity i jego zainteresowanie zwyczajną Belką to najlepsze, co w życiu mogło ją spotkać. Problem polega na tym, że przez to dynamika tego związku się sypie. Ja raczej nie dałabym rady wytrzymać z kimś, przy kim w absolutnie wszystkim czułabym się gorsza, a jedyną definicją mojej osoby byłoby jego zainteresowanie.

Nasze gołąbeczki wyjeżdżają furgonetką, Belka prowadzi. Okazuje się, że jadą niedaleko. Ed zabiera lubą na szlak. Nie ma to jak wyprawa do lasu z wampirem. Nie to jednak martwi Belkę.

Osiem kilometrów? Milczałam, żeby nic wyczuł w moim głosie narastającej paniki. Osiem kilometrów zdradliwych korzeni i swobodnie leżących kamieni, które tylko czyhały na moje stopy i inne części ciała. Zapowiadał się dzień pełen upokorzeń.


- Charlie mówił, że będzie ciepło - przypomniało mi się.
- Powiedziałaś mu, jakie masz na dzisiaj plany?
- Nie.
- Ale jest jeszcze Jessica, prawda? - Edward próbował się pocieszyć. - Myśli, że pojechaliśmy razem do Seattle.
- Powiedziałam jej przez telefon, że się wycofałeś. Poniekąd nie skłamałam.
- Więc nikt nie wie, że jesteś teraz ze mną? - Był coraz bardziej rozzłoszczony.
- Czy ja wiem... Zakładam, że powiedziałeś Alice?
- Naprawdę, bardzo mnie wspierasz, Bello.
Puściłam tę sarkastyczną uwagę mimo uszu.
- Czy Forks działa na ciebie aż tak depresyjnie, że postanowiłaś targnąć się na własne życie?
- Sam mówiłeś, że możesz mieć kłopoty, jeśli będziemy często pokazywać się razem.
- Ach, więc boisz się, że to mnie będzie coś groziło po tym, jak znikniesz w tajemniczych okolicznościach? Ha!

Prawda, Edziu, że z niej idiotka? Zobacz, w co się wpakowałeś. (+100 głupota)

Trulawerzy dojeżdżają do szlaku i ruszają w las.

Przy mnie się nie zgubisz - rzucił kpiarskim tonem, po czym zatrzymał się i odwrócił, żeby zaczekać, aż do niego dołączę. Miał rozpiętą koszulę. Musiałam zdusić westchnienie zachwytu - Muskularny tors, który do tej pory miałam okazję podziwiać jedynie pod obcisłymi pulowerami, teraz prezentował się w całej okazałości. Zarówno kolorytem skóry, jak i budową ciała, Edward przypominał marmurowe greckie posągi. Jest zbyt idealny, pomyślałam z rozpaczą. Nie powinnam była się łudzić, że ktoś taki jest mi przeznaczony.

Stefciu, powtarzasz się, naprawdę ogarnęliśmy już dawno, że McBuc jest piękny jak wiosenny poranek, daj już spokój. (+1 zbędność)

Szło mi całkiem nieźle. Teren był płaski, a Edward przytrzymywał dla mojej wygody frędzle mchów i wilgotne paprocie. Gdy drogę zagradzały nam powalone pnie drzew lub stosy głazów, pomagał mi, podtrzymując mnie pod łokciem, choć zwalniał uścisk tak szybko, jak to było możliwe. Czując chłodny dotyk jego skóry, za każdym razem dostawałam palpitacji, Edward zaś dwukrotnie przy takiej okazji obrzucił mnie spojrzeniem. Wówczas zrozumiałam, że doskonale słyszy bicie mojego serca. Usiłowałam nie zerkać na jego nagie ciało, ale nie mogłam pochwalić się silną wolą. Uroda mojego przyjaciela napawała mnie teraz smutkiem.

I jeszcze jeden, i jeszcze raz! (+1 zbędność)

Wreszcie Belka i Eduardo docierają do sławetnej polany. I tu kończy się rozdział. (+1000 nuda)

Cierpliwości, wojownicy logiki i dobrej literatury! Za tydzień wreszcie nadejdzie scena, po której ciężko będzie traktować wampiry poważnie. Najbardziej loltastyczny fragment całej serii, czyli Pierwsze Sparklenie Edwarda Cullena. Scena tak idiotyczna, że podczas czytania Zmierzchu musiałam odłożyć książkę, żeby się wyśmiać. Stay tuned.

(+3 zbędność)
(+112 głupota)
(+1000 nuda)


Buziaki
Beige

P.S. Wiem, wiem, dzisiejsza analiza była strasznie krótka, ale co ja poradzę. Dlatego postanowiłam dać coś od siebie. W ramach wymyślonej przeze mnie przed chwilą akcji „Poznaj analizatora swego” zapraszam na mojego tumblra, gdzie znajdziecie wszelakie rzeczy, które mnie interesują. Postów osobistych na razie jak na lekarstwo, ale przynajmniej poznacie moje gusta i fandomy, jeżeli jesteście zainteresowani.
 

15 komentarzy:

  1. Od pół godziny odświeżam ciągle stronę i czekam na analizę xD A teraz czytać *.*
    Sh.

    OdpowiedzUsuń
  2. Łojesu, ja to cudo miałam w rękach tylko raz i ledwo co przebrnęłam przez kilka pierwszych stron. Nigdy, nawet z czystej ciekawości, tego nie przeczytam, skoro już wiem że cykl składa się z nudy przeplatanej idiotyzmem. Do teraz hejciłam tylko fimy, ale teraz dzięki analizom będę mogła (już) świadomie hejcić też i książki ;d

    Krakatoa

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest Tumbrl, jest doctor, jest Tom... follołuje <3

    Rozdział rzeczywiście, strasznie króciutki. Ale to nic, mam wrażenie, że następny wynagrodzi nam wszystkie punkty nudy za całą serię :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O,nie wiedziałam o tatuażu.
    Nie jestem jakos specjalnie wysportowana,ale umiem-do cholery- przejść lasem czy górami i nie potykać się o własne nogi! Co za niedojda.


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potykanie się w lesie jakoś łyknę, ale jak można się znokautować paletką do badmintona pozostanie dla mnie na wieki tajemnicą.

      Usuń
    2. Badminton nie jest wbrew pozorom aż taki bezpieczny. Ja w sumie nie jestem jakoś specjalnie kontuzyjna, a ostatnio walnęłam się paletką w głowę, a później skręciłam kostkę. Da się :D

      Usuń
  5. Nadejszła wiekopomna chwiła- przeboski zalśni światłem własnym, którego nie rozproszy nawet cień rzucany przez bujne PKSy. Gdyby ten rozdział nie tonął w jagnięcinie, migotaniu i szeroko pojętym meyeryzmie ( a więc gdyby wywalić 95% jego zawartości), miałby nawet pewien potencjał. Chodzi mi dokładnie o te nieśmiałe fragmenty, w których Edek przestaje na chwile biadolić jakby mu ktoś zmielił jajka w młynku do kawy i zachowuje się jak prawdziwy drapieżnik zabawiający się ofiarą. Jak jednak wszyscy wiemy trzon to halogenowe pośladki, dwie drewniane kłody i trociny po ich obróbce sypiące się z uszu naszej owieczki. Wobec takiej konkurencji zdechłby i silniejszy potencjał.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gif pod pięknym Edwardziem jest idealny

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie rozumiem czegoś. Jest fragment "Edward przytrzymywał dla mojej wygody frędzle mchów (...)" O.o
    Jak jej ten mech przytrzymywał, bo nie potrafię sobie tego zwizualizować?

    OdpowiedzUsuń
  8. Siłom, godnościom i urodom osobistom!
    Frędzle mchów....


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  9. O właśnie! Mnie też te "frędzle mchów" zastanowiły. Bo kurde jeszcze w życiu nie widziałam frędzlowych mchów. O.o One raczej obrastają coś, więc jedyną w miarę sensowną opcją byłoby, gdyby tam coś frędzlowego zwisało a mchy to obrosły. Ale to wtedy i tak powinny być np. omszałe gałęzie czy cuś.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest może szansa na analizę kolejnej książki Meyer - "Intruza"? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Póki co skupiamy się z Beige na "Zmierzchu" i nie planujemy na zaś ;)

    Maryboo

    OdpowiedzUsuń
  12. Huby jej zrywał, wierzby odsuwał,a mech wyrywał spod stópek..
    A ja widziałam jakiś przewodnik po Zmierzchu,już lecę kupować.


    Chomik

    OdpowiedzUsuń