niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział XXII: Zabawa w chowanego

Ta książka jest naprawdę niebezpieczna. Ostatni rozdział o mało nie zniszczył naszej dzielnej Maryboo. Czy dziś będzie równie idiotycznie? Zobaczmy.

Belka wychodzi z sypialni i zastaje Alę w trakcie wizji. 

- Bella - dobyło się z jej ust.
- Jestem przy tobie - odparłam.
Odwróciła głowę w moim kierunku, ale choć patrzyła mi prosto w oczy, jej spojrzenie pozostawało nieobecne. Uświadomiłam sobie, że wcale mnie nie wołała - odpowiadała jedynie na pytanie Jaspera.
- Co zobaczyłaś? - spytałam tak wypranym z wszelkich emocji głosem, że nie zabrzmiało to wcale jak pytanie.
Jasper przyjrzał mi się badawczo. Utrzymując ze wszystkich sił tępy wyraz twarzy, czekałam na jego dalszą reakcję.

Cóż, akurat taki wyraz twarzy to dla ciebie nie pierwszyzna, Belciu, powinnaś to już mieć opanowane. Alice wreszcie oznajmia, że widziała jedynie ten sam pokój, co wcześniej. I żadne podjęte w międzyczasie decyzje Tofika i Belki nie wpłynęły na wizję? Orly? (+5 głupota) Swanówna też tej bzdury nie kupuje i podejrzewa, że w nowej wizji wampirzyca zobaczyła również Belkę. 

Łabędziątko idzie wykonać poranne czynności. Cała trójka udaje się następnie na lotnisko. W drodze Bellissima wypytuje Alicję o jej niesamowicie niespójny dar. 

- Jak to działa? No wiesz, te twoje wizje. Jak to jest? - Wyglądałam przez boczną szybę ze znudzoną miną. - Edward mówił mi, że nie są stuprocentowo pewne, że pewne elementy się zmieniają, czy tak? - Nie myślałam, że aż tak trudno będzie mi wypowiedzieć jego imię. Musiał wyczuć to Jasper, bo znów zalała mnie fala otępienia.
- Tak, to prawda. Pewne elementy - powiedziała cicho. Miejmy nadzieję, pomyślałam. - Niektóre przepowiednie są pewniejsze od innych, na przykład te dotyczące pogody. Gorzej z ludźmi. Widzę, co zrobią, dopiero wtedy, kiedy się na daną rzecz zdecydują. Gdy zmieniają zdanie, choćby jeden drobiazg, wszystko może potoczyć się inaczej.

Szkoda tylko, że sama ałtorka w ogóle o tym nie pamięta.

- Czyli zobaczyłaś Jamesa w Phoenix dopiero wtedy, kiedy zdecydował się tu przyjechać?
- Tak - potwierdziła. Nadal była czujna.
Mnie również zobaczyła w lustrzanej sali z Jamesem, wtedy, kiedy zdecydowałam się tam z nim spotkać. Starałam się myśleć o tym, co jeszcze widziała. Jasper wyczułby, że panikuję, i zrobiłby się podejrzliwy. Tak czy siak, po najnowszej wizji Alice mieli zapewne zamiar obserwować mnie wyjątkowo uważnie. Moje szanse na ucieczkę były zerowe.
I dlatego oczywiście plan się powiedzie. Cóż, mamy w tej książce do czynienia z bandą niezbyt lotnych osobników po każdej ze stron, więc nie powinnam być zdumiona.


Gdy dotarliśmy na lotnisko, okazało się, że szczęście mi sprzyja, przynajmniej odrobinę. Mieliśmy czekać na Edwarda w terminalu czwartym, tym największym, który przyjmował najwięcej lotów. Nie marzyłam o niczym więcej - terminal ten zapewne z racji swoich rozmiarów, miał najbardziej skomplikowany układ i, co najważniejsze, pewne drzwi na poziomie drugim, które były moją jedyną nadzieją.

Pokój Życzeń? 

Belka, Ala i Jazz czekają na przylot Edka. Swanówna cały czas szuka sposobności, żeby uciec swoim opiekunom. Wreszcie postanawia działać. Belcia oznajmia, że zgłodniała i chce iść na śniadanie. Alice wstaje, żeby jej towarzyszyć, ale nasza hirołina woli chodzące Relanium, co by jej się lepiej trawiło bez angstu. 

Nie o żarcie jednak chodzi, a o damską toaletę. Jazzowi nie pozostaje nic innego, jak tylko zostać przed drzwiami z powodów oczywistych. I nic temu jakoby inteligentnemu strategowi nie zaświtało we łbie? Najpierw Belka odmawia pójścia ze swoją BFF, by za chwilę wleźć do jedynego miejsca, do którego facet nie ma wstępu. Ja wiem, Jasperku, że w przebiegłość pustogłowej Belki ciężko uwierzyć, ale mogłeś zastosować minimum podejrzliwości. (+1 głupota) 


Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, puściłam się biegiem. Pamiętałam doskonałe, jak kiedyś się tu zgubiłam, i pamiętałam, dlaczego - toaleta ta miała dwa wyjścia. Drugie drzwi tylko kilkanaście metrów dzieliło od wind. Liczyłam na to, że Jasper rzeczywiście nie ruszy się z miejsca, bo wówczas nie miał szans mnie zobaczyć. Wybiegłam z toalet, nie oglądając się za siebie. Wiedziałam, że druga taka okazja się nie powtórzy, więc nawet gdyby mnie dostrzegł, nie wolno mi się było zatrzymać. Gapili się na mnie ludzie, ale ich zignorowałam. Windy kryły się za najbliższym rogiem, a drzwi tej, która akurat jechała w dół wypełniona po brzegi, właśnie się zamykały. Dałam szczupaka w ich stronę i śmiało wsunęłam rękę w szparę, żeby się otworzyły. Udało się. Wepchnęłam się prędko pomiędzy poirytowanych podróżnych, sprawdzając przy okazji, czy świeci się parter. Na szczęście ktoś już wcisnął ten guzik przede mną.
Gdy tylko drzwi windy otworzyły się na interesującym mnie poziomie, wyskoczyłam z niej i popędziłam dalej, nie zważając na protesty potrącanych przechodniów. Zwolniłam jedynie na chwilę przy strażnikach nadzorujących odbiór bagaży. W oddali majaczyło już wyjście. Nie mogłam nawet upewnić się, czy nikt mnie nie goni - miałam tylko kilka sekund przewagi nad tropiącym mnie po zapachu Jasperem. Biegłam tak szybko, że o mały włos nie rozbiłam szyby w otwierających się automatycznie drzwiach - jak dla mnie otwierały się zbyt wolno. Wypadłam na zewnątrz.

Czy ktoś jeszcze pamięta, że nasza Belcia jest tak przeuroczo niezdarna? Widać, Stefci wyleciało z głowy, bo Swanówna zapieprza po tym wyładowanym ludźmi lotnisku jak Usain Bolt i jakoś ani razu nie przydzwoniła zębami o podłogę. 


Najpierw autobusem, a potem taksówką Belka jedzie na spotkanie z Tofikiem. Oczywiście w międzyczasie dla podwyższenia morale rozmyśla o Edziu i jego „marmurowych ramionach”.


Wyobraziłam sobie, co by było, gdybym została na lotnisku. Stojąc na palcach, wyciągałabym szyję ponad ludzkie kłębowisko, byle tylko jak najszybciej zobaczyć ukochaną twarz. Z jakim wdziękiem z jaką chyżością Edward przemykałby w rozdzielającym nas tłumie. A potem, gdy zostałoby mu jeszcze tylko parę kroków, lekkomyślna jak zawsze, rzuciłabym się w jego kierunku, by nareszcie znaleźć się w jego marmurowych ramionach. Wtedy byłabym już bezpieczna. Zastanawiałam się, dokąd byśmy pojechali. Pewnie gdzieś na północ, gdzie i za dnia mógłby przebywać na dworze. A może w miejsce tak odludne, że znów moglibyśmy leżeć razem w słońcu? Wyobraziłam sobie Edwarda nad brzegiem morza, ze skórą iskrzącą się niczym powierzchnia wody. Nie przeszkadzałoby mi to zbytnio, gdybyśmy mieli się tak ukrywać w nieskończoność. Czułabym się jak w niebie nawet uwięziona z nim w pokoju hotelowym. O tyle rzeczy chciałam się go jeszcze zapytać. Moglibyśmy rozmawiać całymi godzinami - nie musiałabym spać, nie musiałabym się ani na moment od niego oddalać.

Tylko po co? Gdyby cały wasz plan od samiusieńkiego początku nie był niesamowitych rozmiarów bzdurą nic z tego nie byłoby potrzebne. Ale co z tego, że twoja rodzina byłaby w wiecznym niebezpieczeństwie ze strony mściwego Tofika, gdybyś mu się wymknęła z Edziem u boku. Ważniejsze, że mogłabyś się z nim wygrzewać na jakiejś egzotycznej plaży. I tradycyjnie: priorytety, bitch, priorytety. (+100 bitch)


Belka dojeżdża wreszcie do domu mamy. Tofik zostawił tam dla niej numer telefonu. UGH, następna komplikacja. Ja wiem, wizja Alice, sala baletowa itp, ale Dżejms naprawdę nie mógł zmienić zdania i czekać na nią w domu i bez ceregieli ją zeżreć? Zalicza się więc do tej większości szwarccharakterów, którzy zamiast prostych rozwiązań wolą wszystko zagmatwać i jeszcze walnąć monolog o tym, jak bardzo są evil, dzięki czemu bohater zdąży zwiać lub dobyć jakiejś broni. Albo, jak w przypadku omdlewających damsels in distress, aż nie przybędzie US Cavalry z odsieczą. (+50 głupota) 


Oczywiście Tofik każe Belce iść do szkoły tańca na final showdown. 

Wydawało mi się, że biegnę straszliwie wolno, jakby beton nie dawał moim stopom dość oparcia, jakbym przedzierała się przez mokry piasek. Kilkanaście razy się potknęłam, a raz nawet przewróciłam - upadłam, podniosłam chwiejnie i znowu upadlam.

No, wreszcie. Chociaż myślę, że to jej upadanie ma pokazać angst i tragizm sytuacji, a nie jakąś konsekwencję cech bohatera. 


Swanówna dociera do studia tańca, gdzie ponownie słyszy wołanie matki. 


- Bella? Bella? - Znów ten histeryczny ton. Odruchowo rzuciłam się do drzwi oświetlonego studia, zza których dobiegał uko¬chany głos.
- Ale mi napędziłaś stracha, Bello! Nigdy więcej mi tego nic rób! - odbiło się echem od ścian długiej, wysokiej sali.
Rozejrzałam się, dookoła, ale sala była pusta. A potem usłyszałam za plecami jej śmiech i odwróciłam się na pięcie.
Rzeczywiście, była tu, a raczej tam - na ekranie telewizora. Mierzwiąc mi włosy, przytulała mnie do siebie z wyrazem ulgi na twarzy. Nagranie to pochodziło ze Święta Dziękczynienia, miałam wtedy dwanaście lat. Po raz ostatni odwiedzałyśmy moją babcię z Kalifornii, która zmarła niespełna rok później. Pewnego dnia pojechałyśmy na plażę i na molo straciłam równowagę, wychylając się przez barierkę. To stąd wzięła się panika w głosie mamy.
Ktoś zdalnie wyłączył film i ekran zrobił się niebieski.

Czyli Tofik poszedł na łatwiznę. Od samego początku nie było żadnego realnego zagrożenia dla Renee. Ale co się dziwić. Brzydal pewnie od razu rozkminił, że Cullenowie i przede wszystkim Bellissima to banda półgłówków, więc po co się gimnastykować. Normalnie żarło z dostawą pod dowolny adres. Sweet.


I nagle łuski spadły mi z oczu. Mamie nic nie groziło, była nadal na Florydzie. Moja wiadomość jeszcze do niej nawet nie dotarła, Nigdy nie miało być jej dane umierać ze strachu na widok tej nienaturalnie bladej twarzy o ciemnoczerwonych oczach Mamie nic nie groziło.

Łuski z oczu, mhm, ładny eufemizm. 


- Jakoś nie masz mi za złe tego, że wystrychnąłem cię na dudka.
- Nie mam. - Moje odkrycie dodało mi odwagi. Nie dbałam o to, co się ze mną teraz stanie. Wkrótce będzie po wszystkim pomyślałam. James zostawi Charliego i mamę w spokoju, a ja już nigdy nie będę musiała się bać. [ No, słonko, tego akurat nie wiesz na pewno, że ich zostawi. Mógłby ich zabić np. for the lolz.] Zaczęłam odczuwać zawroty głowy. Z krańców świadomości otrzymałam ostrzeżenie, że lada chwila mogę załamać się pod ogromem stresów.
- Hm, nie kłamiesz. Cóż za niezwykła postawa. - Przyjrzał mi się z zainteresowaniem. Tęczówki jego ciemnych oczu, niemal czarne, jedynie przy brzegach połyskiwały rubinowo. Był głodny.
- W jednym muszę przyznać rację twojej wampirzej rodzince, wy, ludzie, potraficie jednak zaintrygować. Chyba rozumiem teraz, po co się z wami zadawać. To doprawdy zadziwiające, że można do tego stopnia nie dbać o własne dobro.

Oj tak, Belka się tak poświęca dla wszystkich dokoła, borze liściasty, co za wspaniałe dziewczę. Zaprawdę powiadam, bijmy pokłony! (+100 Mary Sue)


- Pewnie teraz postraszysz mnie, że twój chłopak w końcu mnie dopadnie? - Odniosłam wrażenie, że James właśnie na to liczy.
- Nie, nie sądzę, żeby miał mnie pomścić. W każdym razie prosiłam go, żeby tego nie robił.
- I co on na to?
- Nie mam zielonego pojęcia. - Dziwnie łatwo było mi konwersować z moim uprzejmym katem. - Zostawiłam dla niego list.
- List pożegnalny, jakie to romantyczne. I co, myślisz, że ciebie posłucha? - Ton jego głosu zmienił się odrobinę - po raz pierwszy wyczułam nutkę sarkazmu.
- Taką mam nadzieję.
- Cóż, ja mam nadzieję, że stanie się inaczej. Widzisz, trochę za szybko się z tym wszystkim uwinąłem i, szczerze mówiąc, nie jestem w pełni usatysfakcjonowany. Spodziewałem się znacznie większego wyzwania. Tymczasem starczyło mieć odrobinę szczęścia.

Kotuś, no błagam, przecież wiesz, z kim masz do czynienia. Wykiwać Glitterfamily to jak zabrać dziecku zabawkę. 

Wzorem wspomnianych przeze mnie gadatliwych villainów Tofik ględzi w najlepsze.


- Kiedy Victoria zorientowała się, że nie zdoła osaczyć twojego ojca, kazałem jej dowiedzieć się czegoś więcej o tobie. Tropienie cię z kontynentu na kontynent nie miało większego sensu, skoro mogłem zaczekać na ciebie w komfortowych warunkach w wybranym przez siebie miejscu. I tak, po rozmowie z Victorią, postanowiłem udać się do Phoenix, by złożyć krótką wizytę twojej matce. Poza tym sama twierdziłaś przecież, że masz zamiar wrócić do domu. Z początku nawet nie marzyłem o tym, że mówisz prawdę, ale potem zacząłem się zastanawiać. Ludzkie istoty są w końcu tak bardzo przewidywalne, a znajome strony dają im poczucie bezpieczeństwa. I czy nie byłby to iście diabelski fortel? Schować się w najbardziej nieodpowiednim i nieprawdopodobnym miejscu - właśnie tam, gdzie obiecało się być.
Oczywiście nie miałem stuprocentowej pewności, tylko przeczucie. Często mi się to zdarza, kiedy poluję. Można by rzec, taki szósty zmysł. Zjawiwszy się w domu twojej matki, odsłuchałem nagraną przez ciebie wiadomość, ale rzecz jasna nie miałem pojęcia, skąd dzwoniłaś. Nie powiem, miło było poznać numer twojej komórki, wiedziałem, że może się przydać, ale mogłaś dzwonić choćby z Antarktydy, a mój plan wymagał tego, abyś była gdzieś w pobliżu.
- I wtedy twój chłopak wszedł na pokład samolotu lecącego do Phoenix. Tak, tak, Victoria nie spuszczała go i pozostałych z oczu. Przy tylu przeciwnikach nic mogłem sobie pozwolić na działanie w pojedynkę. Tak oto dowiedziałem się tego, na czym mi zależało że naprawdę przebywasz gdzieś w okolicy. Na tę ewentualność byłem już przygotowany, zdążyłem przejrzeć twoje urocze rodzinne filmiki. Pozostawało mi tylko wcielić mój plan w życie.

Niemożliwe! Jak to, genialny plan Cullenów się nie powiódł, bo Tofik mimo wszystko wykazał się trzema miligramami inteligencji więcej? Jestem w szoku. 

Dżejms ma jednak nadzieję, że może mimo wszystko Edzio coś przedsięweźmie po brutalnej śmierci swej lubej, żeby Tofik miał się z kim pobawić. Aby pomóc McSparklowi się odpowiednio wkurzyć, Brzydal nagrywa cały showdown. 

WTEM!

- Chciałbym wpierw o czymś wspomnieć, nie zajmie to zbyt wiele czasu. Bałem się już, że Edward się domyśli i zepsuje mi tym samym całą zabawę. Otóż jeden jedyny raz, lata temu, wymknęła mi się upatrzona przeze mnie ofiara.
Przeszkodził mi pewien wampir, który darzył ją idiotycznie gorącym uczuciem - nigdy nie zrozumiem, co też takiego niektórzy moi pobratymcy widzą w ludziach. Ów wampir odważył się na coś, przed czym twój słaby Edward się wzdraga. Gdy tylko dowiedział się o moich zamiarach, wykradł dziewczynę z przytułku dla obłąkanych, w którym pracował, i sprawił, że przestała być dla mnie kusząca. Biedulka była tak otępiała, że chyba nawet nie czuła bólu - tak długo przebywała samotnie w celi. Sto lat wcześniej za jej wizje spalono by ją na stosie, w latach dwudziestych dwudziestego wieku zostawał dom wariatów i elektrowstrząsy. Kiedy w końcu otworzyła oczy, silna siłą wiecznej młodości, czuła się tak, jakby nigdy wcześniej nie widziała słońca. Stary wampir zrobił z niej żwawego młodego wampira i nie miałem już powodów, by ją ścigać. - Westchnął ciężko.
- W gniewie zgładziłem więc starego.
- Alice - szepnęłam zszokowana.

W rękach utalentowanego pisarza/pisarki historia Ali mogłaby być całkiem niezła. Mnie przynajmniej ten mały fragment zainteresował bardziej niż cały Zmierzch, mimo że za Alice nie przepadam. Dlatego właśnie niczego więcej się nie dowiem. Well, fuck. 
- Tak jest, twoja przyjaciółka. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, widząc ją wśród was na polanie. No cóż, być może twoją rodzinkę nieco to pocieszy - wprawdzie dostałem ciebie, ale to oni dostali ją, jedyną ofiarę, jaka kiedykolwiek mi się wymknęła. Poniekąd to zaszczyt.
A pachniała tak smakowicie... Nadal żałuję, że nie dane mi było jej skosztować. Pachniała nawet lepiej od ciebie. Bez obrazy. Masz bardzo ładny zapach, jakiś taki kwiatowy...

Następny, który chce wpierdzielać kwiaty. Czy wszystkie wąpierze to jakieś kwiatofagi? 

Tofik postanawia nareszcie zabrać się za jakieś konkrety. 

Ponownie zebrało mi się na wymioty. Chciał zadawać mi ból widziałam to w jego oczach. To, że mnie złapał, nie satysfakcjonowało go. Nie miał zamiaru po prostu pożywić się i odejść. A tak liczyłam na szybką, łatwą śmierć! Zaczęły mi się trząść kolana przestraszyłam się, że zaraz się przewrócę.
James odsunął się ode mnie i zaczął okrążać, jakby był turystą podziwiającym wystawioną w muzeum rzeźbę. Zastanawiał się za pewne, od czego by tu zacząć, ale nie zmienił wyrazu twarzy i nadal uśmiechał się pogodnie.
Nagle przyjął znaną mi z polany pozę - pochylił się do przodu niczym drapieżnik gotowy do skoku. Jego uśmiech robił się coraz szerszy, aż w końcu przestał być uśmiechem, a stał się palisadą obnażonych połyskujących zębisk.
Tym razem nie potrafiłam opanować naturalnego odruchu - rzuciłam się do ucieczki. Wiedziałam, że nie ma to najmniejszego sensu i że ledwie trzymam się na nogach, ale panika wzięła górę. Ruszyłam w stronę tylnego wyjścia.
James w mgnieniu oka zastąpił mi drogę. Działał tak szybko, że nie zdołałam nawet dostrzec, czy użył ręki, czy też nogi, w każdym razie z ogromną silą uderzył mnie w pierś. Odrzuciło mnie aż pod ścianę. Tyłem głowy uderzyłam o lustro. Tafla szkła wygięła się w kilku miejscach, a na podłogę spadła kaskada srebrnych odłamków.

Na Wielkiego Cthulhu, prawie jakbym czytała książkę o krwiożerczych wampirach! Co się dzieje? Stefciu, natychmiast się wytłumacz! 
- Ładny efekt, nie powiem - skwitował, lustrując wyrządzone przez siebie szkody. Ton jego głosu nadal był swobodny, uprzejmy. - Właśnie, dlatego wybrałem tę salę na miejsce naszego spotkania. Doszedłem do wniosku, że doda mojemu filmikowi wizualnej dramaturgii. I chyba zgodzisz się ze mną, że się nie myliłem?

Federico Fellini się znalazł. Nie gadaj, tylko bierz się do roboty. 
Puściłam tę uwagę mimo uszu. Stanęłam na czworakach i zaczęłam pełznąć w kierunku drugich drzwi.
Ani się obejrzałam, a już stał nade mną. Z całych sil nastąpił mi na nogę. Zanim poczułam cokolwiek, moich uszu dobiegł trzask, ale tym razem los nie był już dla mnie tak łaskawy i zaraz potem zalała mnie fala potwornego bólu. Nie potrafiłam powstrzymać krzyku. Zwinęłam się w kłębek, żeby dosięgnąć złamanej nogi. James stał wciąż nade mną, uśmiechając się promiennie.

O, właśnie tak! Woohoo!

... 

Wiecie co? Chyba jestem jednak okropną osobą…

- Nie chciałabyś może zmienić swojej ostatniej prośby? - spytał spokojnie. Dźgnął stopą moją nogę i usłyszałam przeraźliwy wrzask. Ułamek sekundy później zdałam sobie sprawę, że wydobywa się on z mojego własnego gardła.

Ani to pierwszy, ani ostatni raz, kiedy Belcia ma problemy z przypisaniem pewnych czynności własnej osobie. (+1 głupota)

- Nie wolałabyś teraz, żeby Edward spróbował mnie odnaleźć? - podpowiedział.
- Nie! - wycharczałam. - Nie, Edwardzie! - Przerwał mi kolejny cios. Znów poleciałam na lustra.
Do bólu bijącego od złamanej kończyny dołączył inny, z miejsca, w którym szkło przecięło mi skórę głowy. A potem coś ciepłego zaczęło spływać mi po włosach z przerażającą szybkością. Poczułam, że powoli przemaka mi góra podkoszulki, usłyszałam, jak krople owego ciepłego płynu uderzają o parkiet. Znajomy zapach wywołał kolejną falę mdłości.

Z powodu bólu i utraty krwi Belcia zaczyna tracić przytomność. Ostatnie co widzi, to szykujący się do wyżerki Tofik. 

Koniec rozdziału. Czy Belka zostanie uratowana przez wybitnie nieudolną Sparklącą rodzinkę? Naiwne pytanie, wiem. Do zobaczenia.


(+100 Mary Sue)
(+100 bitch)
(+57 głupota)

Beige 










15 komentarzy:

  1. Wiecie co? Chyba jestem jednak okropną osobą…
    Jak my wszyscy!
    Przypomina mi się scena z filmu "Dobry,zły i brzydki",gdzie facet dopadł przeciwnika i ględzi nad nim,ten go zabija z tekstem:Jak masz strzelać,to strzelaj, a nie gadaj!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech. James mógłby się od Marlowe'a z "Miasteczka Salem" bardzo dużo nauczyć.
    Pozdrawiam i kłaniam się nisko, Wypłosz

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta scena ucieczki jest naprawdę głupia. Już pomijając to, co Wy zauważyłyście, to dziwnym jest, że Jasper ze swoim super słuchem nie usłyszał, że Bella nagle zaczęła biec w damskiej toalecie. Założę się, że pomimo takiego skupiska ludzi i kołujących na pasach samolotów, byłby w stanie ją usłyszeć nawet ze znacznej odległości, w końcu skupiał uwagę tylko na niej. Wystarczyło wtedy ruszyć za tą ciamajdą, na pewno by ją dogonił i to jeszcze zanim dobiegłaby do drugich drzwi.
    Pozdrawiam, Shassie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Barlow to chyba był?U Kinga,znaczy?


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. Słusznie, Barlow. Z "Jądrem ciemności" mi się pokićkało.
    Pozdrawiam i kłaniam się nisko, Wypłosz

    OdpowiedzUsuń
  6. To niestety standard- zły charakter zawsze musi nawijać makaron na uszy aż do momentu kiedy ktoś mu skopie dupę. Zawsze dopinguję ich w myślach- filetuj stary, nie pe...ol, ale nic z tego. W zmierzchu jest to o tyle bardziej bolesne, że gdyby James wyskoczył zza drzwi, powiedział "cześć" i przystąpił do konsumpcji, zaoszczędziłoby to nam trzech kolejnych koszmarnych części. Ja chyba też jestem złą osobą bo marzy mi się film, w którym czarny charakter wyskoczy zza rogu, poszatkuje bez ceregieli głównych bohaterów i popędzi dalej siać zło muhahahaah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "marzy mi się film, w którym czarny charakter wyskoczy zza rogu, poszatkuje bez ceregieli głównych bohaterów i popędzi dalej siać zło muhahahaah"
      To. Film, książka, nieważne.

      Usuń
  7. Polecam test wiedzy dla twihardów :D http://www.goodreads.com/quizzes/3455-hard-twilight-test-for-true-fans-only
    pytania typu co jadła Bella kiedyśtam ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Witajcież!

    Na początku chciałabym powiedzieć, że wasze analizy są zdecydowanie trafne i pozwoliły mi na zagłębienie się w książkę bez większych szkód na psychice (to powinno się wydać pod tytułem: "Zmierzch dla opornych" czy coś). Nierzadko nazwałyście to, co mi tak przeszkadzało w tej historii, a nie bardzo potrafiłam sobie (nie chciało mi się?) uświadomić. Także, czekam na finał (-:

    Mam pewną teorię, dlaczego "Zmierzch" jest tak popularny. Od razu chyba zaznaczę, że wymiękłam na siateczkowej bluzce (chyba drugie zdanie książki). Widziałam filmy, bo krótsze i tym samym mniej nużące.

    W każdym razie! Może już ktoś o tym mówił, ale wydaje mi się, że Bella jest idealnym przykładem bohaterki-naczynia (moja terminologia xP). Jest po prostu pusta, da się w nią wlać każdą osobowość, a więc jest idealna do tego, żeby każda nastolatka mogła się z nią utożsamić. Posiada zestaw cech (?) tak typowych dla nastolatek - niezrozumienie, silny angst, dziwne nastroje buntownicze. Chyba każda przeciętna nastolatka czuje się podobnie w jakimś tam okresie swojego dorastania. Poza tym jest pusta (serio? wyznacznikiem dobra piękno? jeszcze w starożytności okej, kalokagatia i te sprawy, ale no ludzie, no - w co najmniej postkulturze???). Nie oszukujmy się - nastolatki są puste w każdym względzie, który wyolbrzymia Bella i jeszcze pragnie przekonać, że to głębia. TO się nazywa manipulacja! Geniusz zła normalnie, szkoda, że taki bezmyślny (mówię o Meyer).
    Ponadto Bella jest bierna (na litość borzą!, kiedy ona uszła choć metr na własnych nogach?). I to chyba jest cecha, która jedne przyciąga, a innych odrzuca. Bo z jednej strony to chyba taki "ideał" - nie musieć decydować, wiedzieć, że jesteśmy zwolnione z obowiązków, że jakiś adonis przybieży na ratunek w każdej sytuacji. Na tym opierają się harlequiny - nie mogą mówić o jednostce wybitnej, bo takich rzeczy ludzie wybitni nie czytają. Kto dziś, w czasach powszechnego konformizmu, by tak nie chciał? Nie myśleć, nie decydować, you know xP Potrzeba nam kogoś, kto odepchnie wszelkie, najdrobniejsze, przeszkody, bo świat jest taki bezlitosny. To chyba się łączy z tą niezdarnością Belli - jestem taka b e z w ł a d n a, proszę, uratuj mnie. Bella więc powinna być interpretowana jako zwyczajny typ (irytujący archetyp damy w opresji?), schemat, fantazja, a nie pełnoprawna postać czy charakter. Jako po prostu mokry sen większości lasek (przyznaję, jak miałam 16 czy 17 lat miałam takie sny i trochę się tego wstydzę).
    I dlatego, z drugiej strony, tak jej nienawidzimy. No ludzie! Literatura (ogólnie sztuka) popularna jest na takim poziomie, że ludzie chcą oglądać/czytać o charakterach. Dowód? - ostatnie filmy o superbohaterach (o tym na pewno mówił Nostalgia Critic ;-D). To już nie są te pozbawione charakteru kukły z komiksów z lat 50., a ludzie (czy kosmici) serio uwikłani w swoje zdolności, z głębią psychologiczną i mocnym tłem biograficznym, z OGRANICZENIAMI. Tłajlajt z tej perspektywy wydaje się silnie przestarzały i po prostu głupi, a jego sukces jest czymś nad wyraz irytującym, bo demaskuje nadal bardzo "pierwotne" potrzeby.
    Ukoronowaniem tego typu bohaterki jest Ana z "50 twarzy Greya" (co bazowało ponoć na Tłajlajcie). To już jest książka mówiąca WPROST o lasce, która zostaje ZWOLNIONA z obowiązku decydowania o niej samej (i to jeszcze na podstawie dokumentów i umów). Książka opiera się znowu WPROST na CAŁKOWITEJ zależności od adonisa. To już jest utopia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edwarda też bym tak interpretowała. Manipulatorski schemat, nie postać. Próba połączenia słynnego delikatnego kochanka z brutalem, który skopie dupska wszystkim, którzy tylko zbliżą się do nas i ma obsesję ratowania z opresji. Wychodzi psychol. Cóż... xD Same tego chciałyśmy przecież! xD

      Tłajlat to tylko nieuświadomiony, kiepski, bezmyślny i źle napisany zlepek utartych schematów, które mają albo skazać książkę na sukces, albo są po prostu rzeczywiście FANTAZJĄ, jakąś rekompensatą rzeczywistości, autorki. Dla mnie ta historia nie jest niczym innym.

      Kurcze, mam nadzieję na jakąś dyskusję, bo mnie to zaczęło interesować. Chciałabym też jakoś sobie doprecyzować moją teorię, a nie mam z kim pogadać (+10 angst xD) bez ryzyka urwania głowy czy popłakania się przez fanki Tłajlajta. Macie jakieś inne pomysły? (-:

      Pozdrawiam serdecznie
      l-e-l

      Usuń
    2. Zgadzam się z tym, że Bella nie ma absolutnie żadnego swojego charakteru i dzięki temu każda dziewczyna może jej przypisać swoje cechy.
      Ja osobiście nie wyobrażam sobie żeby ktoś inny (nie ważne jak podobno przystojny) decydował o tym co mam robić. Nie rozumiem jak takie ubezwłasnowolnienie można uważać za Tru Lofffa i ideał związku. Może właśnie dlatego Tłajlajt mnie nigdy nie zainteresował.

      Usuń
  9. Jesteście świetne jak zawsze :D
    Masz racje, że Stefa miała ciekawy jak na nią pomysł na historie Ali no ale jak widać to nie w jej stylu i jeden akapit całkowicie wystarczył

    Co wy będziecie robić kiedy skończycie Zmierzch? Chyba nas nie zostawicie bez waszych analiz? Smayer ma na swojej stronie wycięte fragmenty i myślę że nad tym też mogły byście się poznęcać :)
    albo nad jakimiś fanfikami, ale nie przerywajcie bo jesteście mistrzami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugie życie Bree jest ZBYT głupie, ale podobno Intruz jest o niebo lepiej napisany (tak mówi moja kumpela, sama nie jestem na tyle odważna, by to przeczytać) i przetłumaczony, więc może warto by było się za to zabrać?

      Usuń
  10. Przedwczoraj trafiłam na tego bloga. Postanowiłam zacząć od pierwszej części.
    Sagę przeczytałam jeszcze przed tym wampirzym szaleństwem. I w sumie to dobrze, bo przeczytałam i poza głównym wątkiem, nic mi w głowie z książki nie zostało. Więc moja psychika nie ucierpiała.
    Nawet oglądając film zastanawiałam się, dlaczego dary Cullenów działają tylko czasami. Może oni poprostu muszą je ładować jak telefon? :)
    Ale czytając te fragmenty, które zostały przytoczone, muszę powiedzieć, że niektóre blogaskowe opowiadania są lepsze. Serio. Większej głupoty w życiu nie widziałam.
    Życzę wytrwałości i aby do końca:)
    Pozdrawiam B

    OdpowiedzUsuń
  11. "Sto lat wcześniej za jej wizje spalono by ją na stosie, w latach dwudziestych dwudziestego wieku zostawał dom wariatów i elektrowstrząsy."
    Czyli, że w latach dwudziestych dziewiętnastego wieku by ją spalono = 1820.
    Treason Act, który obalał palenie na stosie w USA - 1790.

    Belka pachnąca kwiatami +10 do ukrytej Mary Sue. Kojarzy mi się to jakoś... nie wiem, jakby powiedział, że czuje od niej słodkawe perfumy, to byłoby lepiej ;D

    OdpowiedzUsuń