niedziela, 24 marca 2013

Rozdział VIII: Port Angeles

Belka jedzie z koleżankami do Port Angeles. Po drodze dziewczyny zachowują się jak normalne nastolatki, co, dziw nad dziwy, nie budzi niezadowolenia naszej hirołiny,

Port Angeles było miłą miejscowością turystyczną, bardziej cywilizowaną i urokliwą niż Forks.

Bardziej cywilizowaną? Znaczy co, po Widelcach latają Neandertale? Toć to nie jakiś busz, już nie przesadzaj, dziewczyno. (+1 bitch)

Sobotni bal miał być czymś pośrednim pomiędzy prawdziwym balem a dyskoteką, nie wiedziałyśmy, więc dokładnie, jakich kreacji szukać. Przy okazji wyszło na jaw, że nigdy w życiu nie uczestniczyłam w podobnej imprezie. Moje koleżanki przyjęły to z niedowierzaniem.
- Naprawdę nigdy nie byłaś na jakiejś dużej imprezie, no wiesz, tak z chłopakiem? - dopytywała się Jess, gdy wchodziłyśmy do sklepu.
- Nigdy - przyznałam. Nie miałam ochoty zwierzać się z moich kłopotów z koordynacją ruchową, więc dodałam: - Tak właściwie nigdy nie miałam chłopaka czy kogoś takiego. W Phoenix nie udzielałam się towarzysko.
- Dlaczego? - drążyła Jessica.
- Nikt mnie nigdzie nie zapraszał - odpowiedziałam szczerze.Przyjrzała mi się sceptycznie. 
- Tu masz powodzenie i dajesz chłopakom kosza - przypomniała mi.

Wow, Stefa, jesteś o krok od realizacji, że ten wątek z niesamowitym powodzeniem Belki kupy się nie trzyma. Jestem w szoku.

Okazuje się, że Tyler rozpowiada wszystkim, że Swanówna jednak idzie z nim na bal, przez co Lauren jest wściekła.

Zrobiłam kwaśną minę.
- Czy sądzisz, że jeśli przejadę Tylera furgonetką, przestanie mieć powypadkowe wyrzuty sumienia? Da mi spokój, bo wyrównamy wreszcie rachunki?

(+1 bitch)

Angela i Jess wybierają sukienki, a później dodatki.


Wprawdzie sama też potrzebowałam nowych butów, ale zdenerwowała mnie historia z Tylerem i nie byłam już w odpowiednim nastroju. Mój entuzjazm zelżał, za to wróciła melancholia.

Radość życia cię opuściła, bo facet rozpuścił jedną, niezbyt zresztą szkodliwą plotę? Cóż za dramat, jaki weltszmerc. Zobaczmy, co słychać u naszej lamy.





Oho, ale się rozbestwiła.

Kiedy Jess idzie, żeby poszukać biżuterii, Belka bierze Angelę na spytki.

- Ehm. Angela... - Podniosła wzrok.
- Czy to normalne, że... Cullenów... nie ma często w szkole? - Niestety, mimo wysiłku, nie udało mi się przybrać obojętnego tonu. Wpatrywałam się uparcie w różowe sandałki.
- O tak - odparła cicho, również przyglądając się swoim pantoflom. - Kiedy pogoda sprzyja, w kółko wyjeżdżają w góry, nawet doktor. Prawdziwi z nich fanatycy wędrówek.

Mieszkańcy Widelców to idioci, dzięki, Stefciu, że nam przypominasz. Nikt się nigdy nie zainteresował, że dzieciaki przez to zarywają szkołę? Żaden oszołom się niczego nie dopatrzył? W końcu Angela sama wspomina, że jest wyraźna i oczywista korelacja: słońce = znikające Culleny. Nie ma w Widelcach ani jednego dziwaka ogarniętego teoriami spiskowymi, ani jednego malutkiego Mulderka? (+10 głupota)

Belka chce iść do księgarni, więc umawia się z koleżankami za godzinę w restauracji na obiad. Niestety Bellissima nie może znaleźć odpowiedniego sklepu, przez co pogrąża się w coraz większym angście i nie patrzy, gdzie idzie. Trafia w ten sposób na obrzeża miasta, gdzie… DUN DUN DUN następuje obligatoryjna w kiepskich romansach scena. Chodzi oczywiście o potwornie ograny motyw próby gwałtu z nieodzownym ratunkiem ze strony trulawera. Zieeew.

Belkę zaczepia czterech chłopaków. Nieistotne, jak rozgrywa się ta ciągnąca się cztery strony scena, bo to tylko marny zabieg kiepskiej ałtorki, żeby ukazać Edzia jako rycerza w srebrnym volvo, który ratuje naszą bohaterkę przed strasznie wyświechtanym chwytem literackim. (+5 lenistwo) dla Stefki.

Gdy Belka próbuje w panice przypomnieć sobie podstawy samoobrony, zza rogu wyjeżdża nikt inny, jak Bucmaster. Łabędziątko natychmiast wsiada do auta Cullena.

Spojrzałam na mojego towarzysza uszczęśliwiona, i to nie tylko, dlatego, że tak niespodziewanie wybawił mnie z opresji. Czekając, aż unormuje mi się oddech, zaczęłam studiować wyłaniające się z mroku nieskazitelne rysy chłopaka.

Przed chwilą jacyś kolesie o mało cię nie zaatakowali i zrobili z tobą, co tylko chcieli, a ty się zachwycasz licem tego chama? Priorytety, bitch, priorytety! (+10 głupota)
Edek jest wściekły. Jako że jego humor jest najważniejszy, Belcia wypytuje cudnego adonisa, czy wszystko z NIM w porządku.
 
 
 


Nasz psychopata dopiero po jakimś czasie interesuje się, czy wszystko dobrze z Belką.

Nie wypytując o nic więcej, wpatrywałam się w jego ściągniętą gniewem twarz. Nagle samochód się zatrzymał. Rozejrzałam się, dokoła, ale nie zauważyłam nic prócz ciemnych sylwetek drzew majaczących wzdłuż pobocza. Wyjechaliśmy poza granice miasta.
- Bello? - Tym razem postarał się opanować emocje.
- Tak? - Wciąż byłam zachrypnięta. Spróbowałam dyskretnie odchrząknąć.
- Nic ci nie jest? - Nadal wbijał wzrok w jezdnię, a na jego twarzy malowała się furia.
- Nie - zagruchałam.
- Bądź tak dobra i opowiedz mi coś - poprosił.
- Opowiedz?
Westchnął krótko.
- Ach, pleć po prostu o jakichś błahostkach, dopóki się nie uspokoję - wyjaśnił, zamykając oczy, po czym ścisnął sobie kość nosową dwoma palcami.

Boru zielony, przecież to jasne jak słońce, że ten facet jest niezrównoważony psychicznie, wybuchowy i agresywny. Dlaczego ona tego nie widzi? (+100 głupota)

- Ehm... - Szukałam w głowie odpowiedniego tematu. - Na przykład... jutro po szkole zamierzam przejechać Tylera Crowleya furgonetką. - Otworzył oczu, ale kąciki jego ust zadrżały.
- Dlaczego?
- Rozpowiada na prawo i lewo, że idziemy razem na bal absolwentów. Albo zwariował, albo chce mi jakoś wynagrodzić to, co się stało… No, sam wiesz, kiedy. Uważa widocznie, że ten bal to idealna okazja. Wydedukowałam, że jeśli narażę jego życie na niebezpieczeństwo, to sobie odpuści, bo wyrównamy rachunki. Może gdy zobaczy to Lauren, też mi przy okazji odpuści - naprawdę, nie potrzebuję wrogów. Ha, będę musiała się przyłożyć. Jeśli jego nissan trafi na złomowisko, Tyler na pewno nikogo nie zaprosi na bal, bo jak to tak, bez samochodu...
- Słyszałem, jak się chwalił. - Jego głos był już spokojniejsi.
- Naprawdę? - spytałam z niedowierzaniem. Poczułam napływ irytacji. - Hm - mruknęłam, planując coś lepszego. - Jeśli będzie sparaliżowany od szyi w dół, to też z balu absolwentów nici.

To miał być czarny humor czy Belcia po prostu stara się dorównać Edziowi w bucerze? Oni są chyba jednak siebie warci. (+100 bitch) Edek nie robi się jednak od tego spokojniejszy.

- Widzisz, Bello - odpowiedział cicho - czasami mam problem z porywczością. - Zacisnął usta i wyjrzał przez okno. - Tylko napytałbym sobie biedy, gdybym dopadł tych... - Przerwał, żeby ponownie się opanować. - A przynajmniej to próbuję sobie wmówić.
- Och. - Powinnam była dodać coś jeszcze, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

Laska, uciekaj od tego potwora. Nawet jeżeli nie jesteś jeszcze pewna, że Cullen to wąpierz, to i tak dał ci tysiąc powodów, żeby trzymać się od niego z daleka. To, że autentycznie chce pozabijać facetów, którzy mieli zamiar zrobić ci krzywdę, nie jest romantyczne, ale przerażające!

Edek zabiera Bellissimę na kolację. Swanównie udaje się jeszcze złapać koleżanki, ale te już skończyły jeść, więc Ed proponuje, że to on odwiezie Belkę, żeby dziewczyny nie czekały. Jess i Angela się zwijają. Belka stara się wytłumaczyć Edkowi, że nie jest głodna, ale Pan Buc nie chce nawet o tym słyszeć.


- Zrób to dla mnie. - Podszedł do drzwi restauracji, otworzył je przede mną i spojrzał na mnie wyczekująco. Nie było mowy o dalszej dyskusji. Weszłam do środka, wzdychając ciężko.

(+10 tyran)

Adonis czaruje właścicielkę lokalu i żąda najbardziej prywatnego stolika. Belka wytyka Cullenowi jego taktykę.


- Nie powinieneś wykręcać ludziom takich numerów - zganiłam Edwarda - To nie fair.
- Jakich numerów?
- Twoje zachowanie mąci ludziom w głowie. Biedaczka ma pewnie teraz palpitacje.
Nie wiedział, o co mi chodzi.
- Nie powiesz mi chyba, że nie zdajesz sobie z tego sprawy? Przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Mącę w głowach?
- Nie zauważyłeś? A dlaczego niby wszyscy tańczą, jak im zagrasz?

Błagam, Edek, daj spokój z tym bullshitem, jakoby nie wiesz, co takiego wyczyniasz z tymi biednymi babeczkami. Dobrze wiesz, co robisz, inaczej nie robiłbyś tego z taką częstotliwością.

Edek zmusza Belkę do zamówienia jedzenia i wypicia coli.


- Duszkiem - rozkazał.

Cud chłopak, ja nie mogę (+5 tyran).

Ed dziwi się, że Belka nie wykazuje żadnych oznak szoku. Jak się okazuje, to wszystko dzięki kojącej obecności pewnego buca. Cóż, nie jestem specjalnie zdziwiona.

Belka oznajmia Edkowi, że zauważyła zmianę jego koloru oczu i związane z tym wahania nastroju. Ma też do niego kilka pytań.


- Dlaczego przyjechałeś do Port Angeles? - Splatając powoli dłonie, wbił wzrok w blat stołu, po czym zerknął na mnie spode łba. Na jego twarzy malował się cień złośliwego uśmieszku. - Następne proszę. - Ależ to jest najłatwiejsze!
- Następne proszę.
 Zestresowana spuściłam wzrok. Odwinęłam z serwetki sztućce wbiłam widelec w ravioli. Nie spieszyłam się, potrzebowałam czasu do namysłu. Starannie przeżułam pierwszy kęs. Grzyby były wyśmienite. Upiłam kolejny łyk coli i dopiero teraz spojrzałam ponownie na mojego rozmówcę.
- Dobra - zaczęłam powoli. - Załóżmy zatem, że...ktoś... potrafi czytać ludziom w myślach, z kilkoma wyjątkami.
- Z jednym wyjątkiem - uściślił. - Załóżmy, że z jednym.
- Może być z jednym - Ucieszyłam się, że zaczyna ze mną współpracować, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. - Jaki jest tego mechanizm? Jakie ograniczenia? Jak... ten ktoś... mógłby zlokalizować kogoś innego? Skąd wiedziałby, że ta osoba jest w opałach?
- Hipotetycznie, rzecz jasna?
- Tylko hipotetycznie. - Cóż, jeśli ten... ktoś...
- Nazwijmy go Joe - zasugerowałam. Uśmiechnął się kwaśno.
- Niech będzie Joe. Cóż, jeśli chodzi o zadziałanie w odpowiedniej chwili, Joe musiałby tylko mieć się na baczności, nic więcej - Edward wzniósł oczy ku niebu, kręcąc głową. - Tylko tobie mogło się przydarzyć coś podobnego w tak spokojnym miasteczku. Popsułabyś im statystyki kryminalne na najbliższe dziesięć lat.

Nie ma to jak zawoalowany przytyk na każdym kroku.

Belka chce, żeby Cullen jej zaufał i powiedział wszystko bez tych jakże subtelnych hipotez. Eduardo wreszcie przyznaje, że nie spodziewał się, że pustogłowa pannica go przejrzy. Cóż za wiara w inteligencję swojej tru luff, aż serce rośnie.

- Popełniłem błąd. Nie spodziewałem się, że jesteś aż tak spostrzegawcza.
- Sądziłam, że nigdy się nie mylisz.
- Tak było kiedyś. - Znów pokręcił głową. - Pomyliłem się także, co do innej rzeczy. Nie przyciągasz wyłącznie wypadków - to nie dość szeroka definicja. Ty, Bello, przyciągasz wszelakie kłopoty. Jeśli ktoś lub coś w promieniu dziesięciu mil stanowi zagrożenie, z pewnością stanie na twojej drodze.
- A ty zaliczasz się do tej kategorii? - zgadłam. Z twarzy Edwarda odpłynęły wszelkie uczucia.
- Bez wątpienia.

Wiej, głupia krowo, póki możesz! (+100 głupota)


- Śledziłem cię do Port Angeles - przyznał. Mówił teraz bardzo szybko. - Nigdy przedtem nie próbowałem roztaczać pieczy nad jakąś konkretną osobą i nie przypuszczałem, że jest to takie trudne.
- Ale to już zapewne twoja zasługa, zwykłym ludziom nie przytrafia się tyle katastrof. - Zamilkł na chwilę. Zastanowiłam się, czy to, że mnie śledzi, powinno mnie niepokoić. Tymczasem moja próżność została mile połechtana.

Tak, kretynko, powinno cię to niepokoić!!! To jest podręcznikowy przykład stalkingu, a te brednie o tym, że przyciągasz kłopoty i trzeba cię wiecznie mieć na oku to tylko słabe wymówki. (+300 głupota)

- Czy nie przyszło ci nigdy do głowy, że może śmierć była mi pisana, i ratując mnie po raz pierwszy, pod szkołą, wystąpiłeś przeciwko przeznaczeniu?
- Śmierć była ci już pisana wcześniej - wyszeptał cicho, spuściwszy wzrok. - Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy.
Strach chwycił mnie za krtań. Przypomniało mi się, ile agresji widziałam w jego czarnych oczach owego dnia. Zarówno wspomnienie, jak i lęk znikły jednak niemal od razu, tak bardzo czułam się teraz przy Edwardzie bezpieczna. Kiedy na mnie spojrzał, nie było po nich śladu.

(+500 głupota) Dalej, dalej, mam jeszcze trochę punktów na dzisiaj do rozdania w tej kategorii!

- Pamiętasz? - spytał z poważną miną.
- Tak - odparłam spokojnie.
- I mimo to nadal tu siedzisz - dodał z nutką niedowierzania w glosie.
- Tak, ale... tylko dzięki tobie. Ponieważ jakimś cudem wiedziałeś, gdzie mnie dzisiaj znaleźć. - Miałam nadzieję, że nareszcie mi to wyjaśni.
Zacisnął usta. Znów zastanawiał się, co może mi zdradzić. Nagle zważył mój pełny talerz.
- Opowiem ci więcej, jeśli będziesz jadła - zaproponował. Z miejsca wpakowałam sobie do ust jedno ravioli.
- Trudno się ciebie tropi, trudniej niż innych. Zazwyczaj nie mam z tym żadnego problemu; wystarczy, że już kiedyś słyszałem czyjeś myśli. - Spojrzał na mnie uważnie, chcąc sprawdzić reakcję. - Zorientowałam się, że zamarłam zasłuchana. Zmusiłam się do przełknięcia ravioli, po czym natychmiast zastąpiłam go nowym.



 „Trudno się ciebie tropi”. Nie, on cię wcale nie traktuje jak zwierzynę lub zagubiony przedmiot, gdzie tam.

- Uczepiłem się Jessiki, choć niezbyt uważnie - jak już wspomniałem, tylko tobie mogło się coś tu przytrafić - i przegapiłem moment, w którym się odłączyłaś. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, poszedłem cię najpierw szukać w znanej Jessice księgami. Byłem w stanie ustalić, że nie weszłaś do środka i udałaś się na południe, wiedziałem, więc, że prędzej czy później zawrócisz. Czekając na ciebie, sprawdzałem wyrywkowo myśli przechodniów, licząc na to, że w ich wspomnieniach zobaczę, gdzie się znajdujesz. Z pozoru nie miałem powodów do niepokoju, ale dręczyło mnie dziwne przeczucie... - Zamyślony patrzył gdzieś za mnie, widząc rzeczy, których nie potrafiłam sobie wyobrazić.
- Zacząłem robić autem rundki po okolicy, nadal... nasłuchiwałem. Zapadał już zmrok Miałem właśnie zacząć szukać ciebie na piechotę, gdy wtem... - Przerwał, zaciskając szczęki w nagłym ataku furii. Opanował się z wyraźnym wysiłkiem.


Nie, to absolutnie nie jest creeptastyczne. Wali głową o biurko


- Co się stało? - wyszeptałam. Nadal unikał mojego wzroku.
- Usłyszałem ich myśli - jęknął, a na jego twarzy pojawił się grymas. - Zobaczyłem w jego myślach twoją twarz. - Przesłonił dłonią oczy. Wyjął ją spod stołu tak szybko, że zaskoczona aż odskoczyłam.
- Było mi... bardzo... ciężko... - nawet nie wiesz jak - tak po prostu odjechać i... darować im życie. - Rękaw swetra tłumił jego słowa. - Mogłem ci pozwolić odjechać z koleżankami, ale bałem się, że zacznę ich szukać, gdy tylko zostanę sam.

Czy ja naprawdę muszę to jeszcze komentować i dziwić się, że ona tam dalej siedzi?

Milczałam oszołomiona tym wyznaniem. Edward siedział wciąż pochylony, przypominając wyrzeźbionego w kamieniu myśliciela. W końcu spojrzał na mnie. Złote oczy zdradzały, że i jego trapi wiele pytań.
- Chcesz już wracać do domu? - spytał.
- Mogę jechać choćby zaraz. - Cieszyłam się, że czeka nas godzina wspólnej jazdy. Nie byłam jeszcze gotowa się z nim pożegnać.

Po tym wszystkim, co ci powiedział. Super. Wait, it gets better. Ona ma ochotę się całować. (+1000 głupota)


Choć szedł blisko mnie, wyraźnie unikał kontaktu fizycznego. Przypomniało mi się, że Jessica i Mike po pierwszej kolacji są już niemal na etapie pocałunków, i z piersi wyrwało mi się głębokie westchnienie.

Edek i Belka wsiadają do auta.

Koniec rozdziału. Boy, oh boy. Nie będę tworzyła nowej kategorii psychopata, tylko wrzucę zachowanie Eda do worka pt. asshole, choć to zbyt delikatne określenie. Zatem (+1000 asshole). Belka naprawdę ma życzenie śmierci. Nie dość, że nie ucieka, gdzie pieprz rośnie, to jeszcze jest coraz bardziej zafascynowana tym creepsterem. Wiem, że były kobiety, które chciały wyjść za Teda Bundy’ego, nawet kiedy był już w więzieniu, ale nie należy takiego zachowania przedstawiać pozytywnie, Stefciu! Głupota Belki jest niesamowita.

(+2020 głupota)
(+102 bitch)
(+1000 asshole)
(+5 lenistwo)
(+15 tyran)


Pozdrawiam

Beige

15 komentarzy:

  1. Rozdział wypełniony nudą i długaśnymi dialogami... Na szczęście analiza świetna, jak zawsze zresztą.
    PS.: Uwielbiam tę lamę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się czy moje częste ziewanie spowodowane jest późną godziną czy może nudnością tego rozdziału... ale raczej stawiam na to drugie
    Oprócz tego, że belka powinna się leczyć na swoją rodzynkę pod czaszka, bo mózgiem tego nie można nazwać, to zrobiłam jedno wielkie WTF?! w momencie gdy edzio przyznał otwarcie, że czyta w myślach. Ja albo bym takiego wyśmiała albo zadzwoniła po panów w białych fartuchach.
    A i nowa odsłona drama llamy przecudna *_*
    Pozdrawiam serdecznie
    Pico

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to Belka pierwsza powiedziała ,,Załóżmy zatem, że...ktoś... potrafi czytać ludziom w myślach". Może to Edzio powinien wyśmiać ją?

      Usuń
    2. fakt, ale i tak jej reakcja powinna raczej być: "więc miałam rację! o ja pierdziele, ten koleś czyta ludziom w myślach! Zaraz, albo to ja powinnam trafić to wariatkowa, albo on!" czy cuś, a ona nie zareagowała wcale.
      zresztą oni oboje są warci swojej głupoty..
      Pico

      Usuń
    3. Są dwa wyjścia. Albo nie zajarzyła jeszcze o co chodzi, albo te wszystkie foreshadowingi zdążyły ją uodpornić.
      Zresztą Belka już rozdział wcześniej wiedziała (pewnie źródłem tej wiedzy była wielka moc Mary Sue), że Edek czyta w myślach (i jest wampirem - to po co jeszcze, głupia, pyta?!).

      Usuń
  3. Llama jest boska :D

    Jedna rzecz mnie zastanowila przy dzisiejszej anazlizie. Moim zdaniem, jesli hejci sie Edzia za bycie pluszowym misiaczkiem, spraklaca imitacja wampira i rozowym lukrem, to nie mozna go rownoczesnie hejcic za te momenty w ktorych przejawia cechy tru wampira. Nie jest wbrew ksiazce, legendom i innym takim psychopatyczno mordercze zachowanie wampira.

    Gaya Ru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem hejt tych psychopatycznych momentów nastawiony jest na to, że te mordercze skłonności Edwarda są przedstawione w świetle romantycznym - jak w tym rozdziale na przykład, "och, jaki wspaniały, tajemniczy i bohaterski Edward, uratował Bellę i chciał zabić facetów, którzy chcieli zrobić jej krzywdę, to takie sweet".

      Phani

      Usuń
  4. Stefa chyba się inspirowała Tedem, tworząc Edwarda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej tym us.123rf.com/400wm/400/400/valipatov/valipatov1208/valipatov120800074/14803442-marmurowy-posag-doriphor-w-muzeum-w-neapolu.jpg tylko, że Edward ma większego.

      Usuń
  5. Domyślam się, że w prezencie Wielkanocnym nie dostaniemy analizy kolejnego rozdziału? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostaniecie, dostaniecie...W nieco innej formie niż zazwyczaj, ale będzie. A jak zechcecie, to może nawet w przyszłym tygodniu pojawi się coś ekstra poza zwyczajową analizą ;)

      Maryboo

      Usuń
    2. Jeszcze pytasz, czy chcemy? Pewnie, że chcemy :D

      Cass.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. KWIIIK!
    Analiza jak zawsze świetna, ale kwikogenny okazał się cytat w lewym górnym rogu strony http://twilightinpolish.ning.com/.
    Czy ci ludzie naprawdę opatrzyli urywek z Pisma Świętego dopiskiem , czy tylko mi się wydaje...?
    *napis na nagrobku: Ómarła z powodu zakwiku i skoku ciśnienia*

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam drobną poprawkę. Kiedy Edward kazał Łabędziątku coś zjeść- wyjątkowo miał racje będąc tyranem. Podobna sytuacja jest przy coli- powinna dostarczyć sobie cukru, bo mimo wszystko czwórka drabów to była spora dawka wyczerpującej adrenaliny. Ale powtarzam- to JEDYNY moment kiedy tyrania Edzia była słuszna. Poza tym +1000.000 tyran

    OdpowiedzUsuń